– Kurwa – zagrzmiał Kaimon, uderzywszy pięścią w stół. – Nie wierzę, że nie
daliśmy rady ich zarżnąć.
– Byli silni – powiedział cicho Asmo, zwieszając głowę. – Zbyt silni.
– Dlaczego nam nie pomogłeś? – zapytał z wyrzutem Energii. – Nie dość, że
wysłałeś gdzieś Ala, to jeszcze nie chciałeś nam pomóc z Destroyersami.
Tylko Tris się nie odezwała, bacznie obserwując siedzącego w fotelu Bela.
Zdawał się mieć głęboko w poważaniu słowa swoich ludzi. Jednak ona wyczuwała,
że coś jest nie tak. Jeszcze kilka dni temu wybierał dla niej białą
sukienkę na bitwę. Teraz jednak jego wyraz twarzy pozostawał nieprzenikniony.
Można by rzec, że Bel wydawał się smutny.
– Dlaczego? Nie chciało mi się. Po to mam armię swoich demonów, a mimo to
odnieśliście porażkę...
– Nie chciało ci się, czy nie mogłeś? – warknął Kaimon, podchodząc do Bela i
chwycił go za kołnierz. Normalnie straciłby już rękę albo nawet głowę. Ale tym
razem nic się nie wydarzyło. – Jesteś słaby – wysapał mu prosto w twarz. – Nie
jesteś królem demonów, tylko zwykłą szmatą.
– Coś się wydarzyło, prawda? – zapytała Tris. Dopiero, gdy Kaimon podniósł Bela
do pionu, zauważyła, że lider Demonsów miał dziwnie wykrzywioną rękę i stąpał
bardzo ostrożnie. – Al… On wcale nie jest na misji, prawda?
– Szo ty mówisz, Trisiu? To gdzie jest Al?
– Nie żyje – powiedział Bel, uśmiechając się półgębkiem. – Chciał odejść. Z
Demonsów się nie odchodzi.
Próbował wyglądać groźnie jak zawsze, ale Tris nie miała wątpliwości, że
odniósł poważne obrażenia w walce z Alem. To dlatego nie mógł im pomóc. Ledwo
funkcjonował, a i tak starał się zgrywać. Próbował zatuszować swój zły stan, by
nie prowokować chociażby Kaimona.
– Biedny Al – stwierdziła smutno Tris, choć nie była do końca przekonana, co do
całej sprawy. – Gdyby tylko ci się nie sprzeciwił.
– Zginął, tarzając się we własnej krwi – chwalił się Bel, a Szkarłatna szła w
jego ślady:
– Nie wątpię.
This is your last warning and courtesy call
Przyszła do
niego w nocy, by nie wzbudzać podejrzeń. O ich dziwnych relacjach wszyscy już
wiedzieli. Zapaliła światło i zobaczyła Bela, siedzącego na podłodze. Opierał
się plecami o ścianę, oddychając ciężko.
– Głupota cię kiedyś zabije – powiedziała, kręcąc głową z dezaprobatą. – Możesz
wstać?
Mógł, ale z trudem. Musiała mu pomóc dojść do łóżka.
– Opatrzę to –
oznajmiła spokojnie, a on wyjątkowo nie protestował. – O boże…
Spojrzała na
niedbale i nieumiejętnie zrobiony opatrunek na boku Bela i skrzywiła się. Widziała, jak się spiął, gdy ściągała bandaż.
Rana wyglądała paskudnie. Musiała ją oczyścić, choć nie miała pewności, czy nie
jest za późno. Wątpiła w to, że Bel zadbał o dezynfekcję. Założyła mu nowy
opatrunek i z trudem się powstrzymała, żeby go nie poklepać. Tak z czystej
złośliwości.
– Pokaż mi tą rękę.
– Skąd wiesz? – zdziwił się Bel,
choć wcale nie brzmiał na zdziwionego.
– No pokaż – powiedziała stanowczo.
Rozejrzała się po pokoju, szukając
czegoś, czym mogła ją usztywnić. Nie miała wątpliwości, że to złamanie. I to
dość poważne. Obejrzała ostrożnie przedramię i westchnęła.
– Kość strzałkowa jest złamana –
wyjaśniła. – I to z przemieszczeniem. Będę musiała to jakoś nastawić.
– Rób co chcesz – warknął Bel.
Szkałatna wzruszyła ramionami,
wzięła głęboki wdech i nastawiła kość. Spodziewała się krzyku, ale Bel nawet
się nie poruszył. Posiniał lekko, ale szybko wziął się w garść. Usztywniła mu rękę
i owinęła bandażem.
– To nadal tylko prowizorka, więc musisz uważać. Masz jeszcze jakieś obrażenia?
– zapytała, ale pokiwał przecząco głową.
Sądząc po siniakach na żebrach,
podejrzewała, że są złamane. Nie licząc ogólnego poobijania i osłabienia
organizmu. Al słynął przecież z także z trucizn. To zaskakujące, że tym razem
nie obył się bez łamania kości.
– On żyje, prawda? – zapytała na
odchodne.
Nie usłyszała odpowiedzi, więc
nacisnęła na klamkę.
– Nie zapominaj, dla kogo pracujesz.
– Powinieneś odpuścić na jakiś
czas alkohol. Jutro przygotuję ci herbatę ziołową.
There’s a rumble in the floor
So get
prepared for war
Spała zwinięta w kłębek w swoim
pokoju dawniej służącym jako składzik na miotły. Usłyszała hałas raz, ale to zignorowała.
Już nie raz zdarzało się, że Kaimon robił burdel u siebie po większej
popijawie. Jednak hałasy nie ucichły. Zamiast tego robiło się coraz większe
zamieszanie.
Gdy usłyszała pod drzwiami kroki
Asmo i ciche pukanie, nie miała wyboru. Otworzyła drzwi, a chłopak z nietęgą
miną wślizgnął się do środka. W takich chwilach przypominała sobie, jaki był
jeszcze młody. Młodszy od niej. A już tak silny.
– Co się stało? – zapytała,
spoglądając na niego nieco nieprzytomnym wzrokiem. – Źle się czujesz?
– Kaimon i Bel się kłócą.
W pierwszej chwili uśmiechnęła się.
Sytuacja wyglądała jakby Asmo nakrył ich rodziców na kłótni i przyszedł do
starszej siostry. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, jakie to
niedorzeczne.
– Kłócą? – zdziwiła się Tris.
– Walczą – wyszeptał konspiracyjnie
Asmo. – Będą kłopoty.
– Co masz na myśli? – przeraziła się Tris.
– Kaimon chyba chce przejąć
Demonsów. Uważa, że Bel jest za słaby – wyjaśnił smutno Asmo. – Energy na pewno
pójdzie za nim. A teraz, gdy nie ma Ala…
– To niedobrze.
– No właśnie, bardzo niedobrze! Poza
tym chodzą plotki, że Al żyje i też przyjdzie się upomnieć o swoje.
– Czyli z jednej strony jest Al,
który dorównuje siłą Belowi. A z drugiej już i tak potężny Kaimon wspierany
przez Energy…
– Co robić? – jęknął Asmo. – Nie mam
szans z żadnym z nich...
– Nie wiem.
Nie powinnaś powiedzieć czegoś w
stylu „Bel jest silny, musimy w niego wierzyć?”
Szkarłatna zagryzła wargę. Nie
chciała walczyć. Z żadnym z nich. Nie podobały jej się konflikty wewnętrzne.
Demonsi bez Ala to też już nie to samo. A w obecnej sytuacji nawet ona
zwątpiła, czy Bel wygra. Był osłabiony. Nawet z pomocą jej i Asmo, walka
przeciwko trzem byłym członkom Demonsów, była niemal nie do wygrania.
– Najlepsza rada jaką mogę ci dać:
nie daj się w to wciągnąć. Trzymaj
niski profil.
And it shakes up everything around
Ich siedziba
drżała dniami i nocami. Gotowało się w niej, a upał stawał się nie do
zniesienia. Szkarłatna nie została jeszcze wciągnięta w żadne walki, ale nie czuła
się tam dobrze. Nie mogła spać niezależnie od pory dnia.
W każdej chwili mogła wybuchnąć
kolejna walka. Nie miała ochoty oberwać, pijąc poranną kawę, czy jedząc
kolację. Na każdym kroku musiała być czujna. Męczyło ją to.
Znikała całymi dniami, by trochę
odsapnąć i cichaczem dorobić. Pojawiała się w kwaterze coraz rzadziej i
rzadziej. Sypiała w motelach. Pewnego dnia usłyszała, że wybuchła poważna walka
między Belem a Kaimonem.
Ludzie pochowali się w swoich
domach, modląc się o cud. Pognała tam, ile sił w nogach, ale nie wyszła z
ukrycia. Zobaczyła pojedynek na śmierć i życie. Było jej przykro, widząc, że
Bel walczy sam przeciwko Kaimonowi. A Energy gotowy był wkroczyć w każdej
chwili. Mimo to, nie wtrąciła się. Pozostała w ukryciu.
Długo nie wiedziała, co zrobić, więc się
wycofała. Nie chciała być po żadnej stronie barykady, nawet jeśli nigdy nie
dogadywała się z Kaimonem. W efekcie przestała czuć się częścią Demonsów. Fakt,
że zostawiła Bela samego na polu walki, przypieczętował tą decyzję.
But survival
is a must
Gdy ktoś mówił o sytuacji Demonsów, nie słuchała. Nie chciała wiedzieć. To jej
już nie dotyczyło. Naciągała kaptur na głowę, by nikt jej nie rozpoznał.
Przytuliła do siebie torbę z zakupami i przyspieszyła kroku. Chciała jak
najszybciej schować się w motelu. Zanim ją znajdą. Wiedziała, że ta ucieczka
nie ujdzie jej płazem.
Musiała zastanowić się nad zmianą miasta. Zdecydować, w jakim uda się kierunku.
Tutaj nie było już dla niej przyszłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz