Ogłoszenia

Tagged #Scarlet tak samo jak Tagged #Monsters, które znajduje się w menu, czerpie z uniwersum mangi Gangsta. (Które de facto bardzo polecam) Scarlet opowiada o Tris, jednej z bohaterek Tagged #Monsters i o jej przeszłości.

Daty publikacji rozdziałów:
16 dzień miesiąca

poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Cz. 4 Dealers #Nightmare




I wish I could last As long as the gods



            Dostali już pieniądze, więc jak zawsze zaczęli się zbierać. Ich kontrahent zebrał się w lekkim pośpiechu, co było podejrzane. Ale znowu nie aż tak rzadkie. Być może bali się, że ktoś ich przydybie. Sprawa jednak szybko się wyjaśniła, gdy Ren i reszta zostali otoczeni przez grupę upiornie wyglądających Zmroków. Ren skrzywił się. Wszyscy wiedzieli, co robić. Wygrać.

            Szkarłatnej aż świeciły się oczy. Byli otoczeni sporą grupą przeciwników. Już dawno nie miała takich atrakcji i przez chwilę zastanawiała się, czy ma urodziny. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że nie wolno jej ich zabić.

            Nie wyciągnęła sztyletów. Gdyby to zrobiła, mężczyźni padliby trupem. Poderżnęłaby im gardła odruchowo. Lub chociażby kończyny, co i tak prowadziłoby do zgonu. Musiała się powstrzymać. Musiała ich jedynie stłuc i unieszkodliwić.

            Zamachnęła się i przywaliła jednemu z nich między oczy. W ostatniej chwili powstrzymała się, by nie ukręcić mu łba. Ten moment zawahania wykorzystany został przeciw niej. Oberwała prawym sierpowym, aż się zatoczyła.

            Otarła krew z nosa, a na jej twarzy pojawił się grymas bólu. Atakowała zawzięcie pięściami. Była szybka i silna. A jednak przeciwnicy, nie dość że liczni, dorównywali jej siłą. Nawet gdy udało jej się odeprzeć jeden atak, ledwo dawała radę uniknąć kolejnych dwóch.

            Oberwała po nerkach. Nie raz i nie dwa. Miała wrażenie, że już się nie podniesie. Ale narastający w Tris gniew, dodał jej sił. Miała ochotę roznieść ich wszystkich na strzępy, więc nawet jeśli nie mogła, jej ciosy stały się dużo bardziej skuteczne. Niestety nie na długo.

             – Loki, Tris! Przestańcie się wygłupiać!  – krzyknął Ren, gdy tylko zorientował się, że bez jego pozwolenia nie zrobią napastnikom większej krzywdy.  – Hex, John, wy też! Weźcie się w garść!

            Żadne z nich, z wyjątkiem Tris, nie zawahało się. Mimo pozwolenia. Kolejny cios pchnął ją na ścianę. Przywaliła głową i aż zaklęła. Nowy przypływ energii pozwolił jej się pozbierać. Zrobiła ślizg po ziemi, a potem wskoczyła mężczyźnie na plecy, dusząc go zapaśniczą dźwignią. Ale nie mogła go udusić, więc w akcie desperacji przywaliła mu z dyńki w potylicę. A mimo to nie dała rady go z nokautować.

             – Co kurwa? Masz blachę z ołowiu w czaszce? – zawyła i chwilę później uderzyła plecami o ścianę. – Cholera.

             – Tris, nie wygłupiaj się!  – krzyknął Loki.  – Oszalałaś?

             – Zamknij się!  – wrzasnęła.  – Mogę ich pokonać, nie zabijając!

            Postanowiła zmienić taktykę, zamiast tak łatwo się poddać. Uderzyła jednego z mężczyzn w kroczę, a drugiego w splot słoneczny i krtań. Ostatni cios w kark, powalił go na ziemię. Wreszcie znalazła sposób, jak ich pokonać.

            Kilka ciosów z otwartej dłoni w klatkę piersiową odebrało jednemu z nich oddech. Kolejne uderzenia poskładały go momentalnie. Pozostali podążyli w jej ślady, choć nie taki był plan.

             – Dobra robota, Tris  – oznajmił Ren.

             – Jestem z ciebie dumny  – dodał Loki.

             – Dobra... Nie możemy tego tak zostawić. Trzeba tu posprzątać  – stwierdziła z niepokojem Hex.  – Ren?

             – Tak... John? Loki? Zajmijcie się tym.

             – Sie wie!

             – Tris, Hex. Wracamy  – zarządził Ren, kierując się do samochodu.

            Obie kobiety posłusznie wypełniły polecenie. Tylko Tris z niepewną miną oglądała się za siebie. Hex uśmiechnęła się do niej pokrzepiająco.

             – Jeśli będzie nas tam za dużo, przyciągniemy uwagę.

             – Przecież wiem...  – mruknęła Tris.  – Mają ich dobić i dogonić tamtych.

             – Tris, przepraszam  – stwierdził Ren.  – Tak się starałaś, więc nie chciałem...

             – W porządku.

             – Dobra z ciebie dziewczyna  – rzekła Hex i pogładziła Szkarłatną po głowie.

             – Nie jestem dzieckiem.

             – Nie traktuję cię jak dziecko. Jak młodszą siostrę może.

             – Zraniłaś się w rękę  – zauważyła Tris, marszcząc brwi.  – Gdy tylko wrócimy do domu, opatrzę to. Macie jakieś inne obrażenia?

             – Ja mam jedno  – zaśmiał się Ren.  – Ale jestem pewien, że Hex sama zdoła to uleczyć.

             – Głupek...

            Gdy tylko wrócili, Tris wyciągnęła z szafy walizeczkę. I kazała Hex usiąść.

             – Nic mi nie będzie, wystarczy plaster.

             – Cicho  – warknęła.  – Pokaż rękę.

            Szkarłatna ostrożnie oczyściła rozcięcie, nie było głębokie, więc nałożyła tylko maść i zrobiła opatrunek.

             – Przestań mnie tak oglądać  – jęknęła Hex, unosząc ręce do góry.  – Nic mi nie jest. Widzisz?

             – Ren? Na pewno jesteś cały?

             – Na pewno. Ty wyglądasz na bardziej poturbowaną. Niech Hex się tobą zajmie.

             – Jestem Zaćmioną, takie coś to nic. Muszę zaczekać, żeby zając się Johnem i Lokim.

             – Jesteś bardziej troskliwa, niż to okazujesz.

             – To nie troska  – prychnęła Tris, krzywiąc się.  – Jestem medykiem.

             – Tak?

             – Tak... Opatrywanie rannych mam we krwi.

             – Taaaak... Ale nie możesz opatrywać ich, kiedy sama jesteś ranna.

             – Kilka siniaków i zadrapań. Zero ran. To wyleczy się szybciej, niż się pojawiło.

             – John jest cały. A Loki jest zaćmionym tak jak ty. Nic mu nie będzie.

             – Tego nie wiesz. Poszli sami zapolować na resztę.

            Nie była ciężko ranna, ale na pewno zmęczona. Przysypiała na siedząco, oparta o stolik. Krzyk przy wejściu obudził ją:

             – Wróciliśmy!

             – Tris martwiła się o was  – oznajmiła radośnie Hex.  – Dajcie się prześwietlić jej, bo nie da wam żyć.

             – Prześwietlić?

             – Tris jest medykiem  – wyjaśnił Ren.

             – Ja jestem cały i zdrowy! – roześmiał się John, zdejmując koszulkę. Pokazawszy gołą, owłosioną klatę i niewielkie fałdki na bokach, poklepał się po brzuchu. – Za to głodny jestem.

             – Loki?

             – Parę zadrapań i siniaków – mruknął Zaćmiony i ruszył w stronę swojej sypialni.

            Nie było mu jednak dane tam dotrzeć, bo za kołnierz chwycił go John i podniósł jak mama kot chwyta za kark swoje kocięta. – A ten tu kwalifikuje się do oględzin.

             – No dawaj, Loki. Nie bądź mięczakiem – podpuszczał go Ren i poklepał przyjaciela po plecach. Ten aż stęknął. – A widzisz?

             – Rozbieraj się – rozkazała Tris z błyskiem w oku. Loki zdjął swój top i westchnął ciężko. Na plecach miał ogromną szramę. Bardzo płytką, ale niezbyt dobrze wyglądającą. – Ou…

             – To nic.

             – Siadaj tutaj – mruknęła Tris, otwierając na nowo swoją walizeczkę. – Może trochę szczypać.

            Ostrożnie oczyściła ranę z zaschniętej krwi i brudu i posmarowała wokół jakimś pomarańczowym płynem, którego Loki wcześniej nie widział. Przy tym robiła to zaskakująco delikatnie i bezboleśnie. Ale i na pomarańczowe smugi nałożyła jakąś przezroczystą maść. Widziała, że choć Loki siedzi cicho, rana musi boleć.

             – Czego mi tam tyle nakładasz? – zapytał, odchylając głowę, żeby spojrzeć na Szkarłatną. – Co?

             – Nie wierć się, bo ci się kudły poprzyklejają do pleców.

             – Aż takie długie nie są.

             – Krótkie też nie.

             – Ty masz dłuższe. Dużo dłuższe – zauważył Loki. – Nie przeszkadzają ci w walce?

             – Nie. Właściwie nie wiem. Są długie odkąd pamiętam.

             – Może powinnaś pomyśleć nad zmianą fryzury?

             – Może kiedyś. A teraz nie ruszaj się.  – Nałożyła jeszcze jakąś maść i nakleiła opatrunek. – Jak będziesz brał prysznic, uważaj, żeby tego nie zamoczyć. I przyjdź rano, żebym – urwała, ziewając szeroko – go obejrzała.

             – Jesteś zmęczona.

             – Może odrobinę.

             – Mogłaś iść spać, zamiast czekać na nasz powrót.

             – Nie czekałam na was – prychnęła Tris i wyciągnęła się na kanapie.

            Po chwili już spała.

I wish I could be Perfectly free



             – Nie! – krzyknęła zrywając się z łóżka. Oddychała płytko i bardzo szybko. Była przerażona. Nic jednak dziwnego. Poprzedniego dnia znów wzięła Celebrer. Dopiero po dłuższej chwili zdołała opanować niepokój i drżenie rąk. Wtedy zorientowała się, że faktycznie jest w sypialni. A przecież zasnęła na kanapie…  – Co do…  – mruknęła, podnosząc się.

            Poszła wziąć prysznic. Bo przecież zasnęła, zanim zdążyła doprowadzić się do porządku. Ale mimo to nadal nie czuła się zupełnie dobrze. I nie chodziło o to, że była poobijana. Była roztrzęsiona i to jakoś w środku. Nie pierwszy raz, ale już dawno nie tak mocno.

            Skierowała się do salonu z nadzieją, że zastanie tam Lokiego. Myliła się. Zrobiło jej się głupio, że coś takiego w ogóle przyszło jej do głowy. Przecież nie będzie na nią zawsze czekał z kakao. Akurat parę razy się trafiło i tyle.

            Powlokła się do kuchni. Tam również nikogo nie było. Przejrzała szafki w poszukiwaniu tamtego dobrego wina, które piła za pierwszym razem. Gdy tylko je znalazła, odkorkowała i pociągnęła kilka łyków z gwinta. Po tym beknęła zdrowo i z ciężkim westchnieniem opadła na krzesło.

            Nie kwapiła się, żeby wziąć szklankę. W końcu nikogo z nią nie było. Mogła pić, ile dusza zapragnie. I tak też zamierzała zrobić. Upić się do nieprzytomności. Może wtedy nie będzie miała koszmarów.

             – Pijesz beze mnie?

             – Spóźniłeś się – prychnęła Tris, nie uraczywszy go nawet przelotnym spojrzeniem. – Nie podzielę się. Znajdź sobie swoją…

             – Wszystko okej?

             – Tak. Nie mogłam spać. Jak zawsze zresztą…

             – Ja też nie – oznajmił Loki i ziewnął przeciągle.

             – Nie wyglądasz.

             – Ja zawsze jestem przystojny.

            Zignorowała to.

             – Jak rana? – zapytała Tris.

             – Dobrze.

             – Pokaż mi to – rozkazała podnosząc się z krzesła. Podciągnęła delikatnie T–shirt Lokiego i odchyliła opatrunek. Mruknęła coś pod nosem i zakryła jego plecy. – Będziesz żyć.

             – Zaczekaj – powiedział, łapiąc ją za nadgarstek, zanim zdążyła wrócić na swoje miejsce. – Na pewno wszystko w porządku?

             – Nic nie jest w porządku – zaśmiała się. 
             Prawie nigdy nie było.

             – Powiedz mi.

             – Co tu dużo mówić? – Popatrzyła na Lokiego z powątpiewaniem. – Dobrze wiesz, że bycie Zmrokiem ma swoją cenę.

             – Czym ty przypłaciłaś?

             – Szczęściem – wyszeptała. – Jestem silna fizycznie, ale psychicznie jestem słaba – wyznała. – Odkąd pamiętam mam koszmary. Codziennie, ale gdy wezmę Celebrer chociaż raz w ciągu dnia to przez kolejny tydzień budzę się z krzykiem i łzami w oczach. Ponieważ wciąż i wciąż w tych snach coś mnie goni, a ja uciekam albo szukam tych, którzy cokolwiek dla mnie znaczyli. I nawet gdy udaje mi się ich odnaleźć, nie mogę ich uratować.

             – Przykro mi.

             – I tak już nie żyją. Tylko ja przeżywam na nowo ten dramat, codziennie  – Chwyciła butelkę i upiła kilka potężnych łyków. Samo mówienie o tym sprawiało jej ból, pamiętanie tego. Próbowała to jakoś znieczulić. Dlatego piła. Odstawiła z hukiem butelkę i popatrzyła na Lokiego.  – Nie chciałam się przywiązywać. Nie chciałam „rodzinnych śniadań”, nocnego popijania kakao. W Demonsach było łatwiej. Nie byliśmy przyjaciółmi. Kaimon dużo by dał, żeby móc mnie zabić. A mimo to, nawet gdy nasza banda się rozpadła, było mi cholernie przykro. Po kimś takim.

             – Ludzie się przywiązują. Taka kolej rzeczy. Nie umiemy żyć zupełnie sami.

             – Ale tak byłoby łatwiej.

             – Łatwiej, ale czy lepiej? Cierpimy. Ranimy innych. Uczymy się. Upadamy, ale wstajemy i idziemy do przodu. Na tym to polega – stwierdził Loki, patrząc Tris prosto w oczy. – Nie masz dość samotności? Nie sądzisz, że lepiej jest nam zaufać? Właściwie, czy ci się to podoba, czy nie, jesteś już jedną z nas. Jesteśmy już rodziną.

             – Nie… To źle się skończy. Zobaczysz.

             – Zaryzykuję – roześmiał się Loki. – Nie myśl sobie, że tylko ty masz mroczną przeszłość.

             – Moja nie jest mroczna. Jest szkarłatna.

             – Ja byłem zwykłym śmieciem. Zabijałem każdego, kto się napatoczył. Wykonywałem beznadziejną, brudną robotę. Piłem i łaziłem po burdelach wraz z szefem naszej grupy. Byłem nikim – wycedził Loki i Tris mogła wyczuć pogardę, jaką darzył sam siebie. – Pewnego dnia spotkałem Rena. Dostałem wtedy wciry od własnych kumpli. Porzucili mnie na śmierć zakrwawionego i połamanego. A Ren mnie przyjął. Nie pytał, dał dach nad głową. Zachowywałem się jak dzikie zwierze zagonione w kozi róg. Ale i on i Hex byli cierpliwi. Dali mi czas. Teraz zawierzyłbym im swoje, a za nimi wskoczył w ogień.

            – Zazdroszczę…

             – Możesz to mieć. Wybór należy do ciebie. Nie musisz cierpieć w samotności. 


piątek, 16 marca 2018

Cz. 4 Dealers #Beginner



Beautiful loves Perfect and straight

            Tego dnia spało jej się już dużo lepiej. I nawet gdy się obudziła, przez jakiś czas jeszcze leżała w łóżku. Wstała dopiero, gdy reszta mieszkańców na dobre zaczęła funkcjonować i rozbijać się po kuchni.

            Nie bardzo miała ochotę integrować się od rana, ale nieznośnie ssanie w żołądku nie dawało o sobie zapomnieć. Ubrała się więc, a długie włosy spięła w kitę. Nie lubiła gdy kudły właziły jej do talerza, jakby chciały jej podeżreć smakowite kąski.

             – Dzień dobry, Tris – przywitał ją na wejściu Ren. – Miło, że zdecydowałaś się do nas dołączyć.

             – Yhy…

             – Bry, Tris.

             – Hej. Nie sądziłem, że przyjdziesz – przyznał Loki. – Siadaj gdzie chcesz.

             – Jakbyś nie wstała za chwilę to i tak miałam zamiar wysłać Lokiego – oznajmiła Hex. – Nie ma spania do południa. Od czasu do czasu trzeba zjeść wspólnie śniadanie.

             – Co?! Jak to chciałaś mnie wysłać?

             – Chcesz kawy, Tris?

             – Yhy.

             – Jaką pijesz?

             – Białą. Dwie łyżeczki cukru – mruknęła Szkarłatna, rozglądając się za odpowiednim miejscem.

             – Jajecznica gotowa – oznajmił Ren.

             – To przesyp ją do tamtej białej misji… Miski – poprawiła się Hex. Najwyraźniej to ona rządziła w tej kuchni. – Loki, skończyłeś wykładać szynkę i ser?

             – Już dawno…

             – To skocz do garażu po mleko, bo się skończyło.  – Wycieczkę do garażu poprzedziło ciężkie westchnienie. Tris uśmiechnęła się od ucha do ucha, na co Hex puściła do niej perskie oczko. – No siadaj, Tris. Nie krępuj się.

             – Nie… pomóc?

             – Może następnym razem. Dziś już wszystko jest gotowe.   – Hex postawiła kubki na stole. – To może usiądziesz obok mnie? – zwróciła się do Szkarłatnej. – Mleko zaraz będzie.

             – A ja? – jęknął Ren.

             – Co? Też chcesz mleko?

             – Nie mleko – wyszeptał brunet, patrząc na Hex wymownie. – Przecież zawsze siedzisz obok mnie.

             – No i to się nie zmieniło. Ty usiądziesz z jednej strony, Tris z drugiej. Nie zachowuj się jak dziecko.

            Przez chwilę Tris przyglądała im się marszcząc brwi. Dopiero po chwili spojrzała na Johna, który już od dłuższej chwili cichutko siedział na swoim miejscu i sączył herbatę. Przechyliła głowę w niemym pytaniu, a on skinął w odpowiedzi.

             – Aha…  – mruknęła Tris, a John uśmiechnął się do niej.


A new dream is born The new freaks have come


            Stanęła na przeciwko Lokiego. Dosłownie zagrodziła mu drogę. Wpatrywała się w niego z marsową miną już dłuższą chwilę, wciąż milcząc.

              – Chcę się nauczyć strzelać – powiedziała wreszcie i skrzyżowała ręce na piersi.

              – I dlatego wyglądasz, jakbyś chciała mnie zjeść?

              – Nie jem ludzi.

              – No dobrze, jakbyś miała mnie ugryźć…

              – To już prędzej.

              – Dlaczego tak nagle zapragnęłaś się tego nauczyć? – zapytał Loki. Nie odpowiedziała mu. Podczas swojego pierwszego zadania miała okazję przekonać się, że strzelanie nie jest wcale takie proste. Postanowiła, zatem te braki w wiedzy uzupełnić. – Chodź – skapitulował Loki. – Za garażem mamy prowizoryczną strzelnicę.

            Szkarłatna podążyła za nim na zewnątrz. Loki wyciągnął z kieszeni klucze i otworzył jakiś schowek. Wystawił z niego tarczę i ustawił pod murem. Potem zajrzał do skrzynki, mrucząc coś pod nosem.

             – Może  to… Beretta jest mała i poręczn...

             – Oooo nie! Co to to nie! Powinieneś ten badziew wyrzucić za samą nazwę – nastroszyła się Tris. – Beretta… Za każdym razem będzie mi się przypominać ta szmata.

             – Kto?

             – Członkini Destroyersów… Beretta.

             – Ok…  – skwitował Loki i nie drążył już tematu. Coś w minie Szkarłatnej mówiło, że to niebezpieczny grunt, a nie miał ochoty na kłótnie i krzyki dziewczyny. – To może… Może masz jakieś życzenia?

             – Cokolwiek, byle nie ta Be…

             – Ech. Może… Nie. Desert Eagle nie. Glock? Jest dość lekki i bardzo popularny, chociaż osobiście wolę Sig Sauera. Może zacznijmy od Glocka, chyba będzie łatwiej.

             – Nie. Daj mi tego Załera.

             – Sig Sauer...

             – No to, to właśnie powiedziałam.

             – No dobrze. Zademonstruję ci co i jak – powiedział Loki, ustawiając się frontem do tarczy. – Na początek musisz się dobrze ustawić, chwycić tak i tak, inaczej zrobisz sobie krzywdę. Odbezpieczasz i strzelasz. O ile masz czym.

             – Yhy, yhy…

             – Rozumiesz?

             – Taaak… Oczywiście…

            Z dziarską miną, stanęła naprzeciw tarczy i wycelowała, ustawiając się – na oko – tak jak kazał jej Loki. Zmrużyła oczy. Za cholerę nie wiedziała, czy celuje w środek tarczy czy w mur. Do tego drżała jej ręka. Odbezpieczyła i wystrzeliła. Pocisk łupnął w mur i odbił się od niego, spadając im pod nogi.

             – Jak to zrobiłaś?

             – To twoja wina. Jesteś chujowym nauczycielem – prychnęła Szkarłatna. – Zrobiłam jak kazałeś.

             – Może zaczniemy od pistoletu na plastikowe kulki…  – W odpowiedzi wymierzyła w Lokiego. – Dobra, przecież żartowałem. Stój tu. Przeszedł za nią i nacisnął na ramiona, pokazując, że musi zmienić postawę. – Rozluźnij się, inaczej będzie bolał cię bark, jeśli tak się usztywnisz. – Przygiął jej ręce lekko w łokciach. Nie chciał ryzykować, dopóki dziewczyna nie opanuje podstaw. Chwycił jej dłonie w swoje i wycelował. – Tak, widzisz. Cel musisz widzieć przy tym wystającym. Wtedy trafisz.  – Wystrzeliła raz, a potem drugi i trzeci, aż opróżniła cały magazynek. Potem odwróciła się do niego, jeżąc się jak wściekły kocur. – No co? – przeraził się. – No przecież muszę ci to jakoś pokazać. Jak ci przeszkadzam, poproś kogoś innego. Wierz mi, Hex nie będzie taka cierpliwa i miła.

            Nie odpowiedziała. Zmierzyła go spojrzeniem i pokazała środkowy palec. Po tym odeszła, zostawiając go ogłupiałego.

            Zatrzymała się dopiero kawałek dalej i wzięła głęboki oddech. Spanikowała. Od tak dawna nie spędzała z ludźmi zbyt wiele czasu, że gdy stanął tak blisko niej, serce poczuła w gardle. Spanikowała i stąd ta reakcja.

            Zrobiło jej się trochę głupio i przez moment chciała wrócić i przeprosić. Ale jakoś nie umiała. Gdy zobaczyła na murze kota, myśl ta zupełnie się rozpłynęła. Podeszła do niego i wyciągnęła rękę. Zwierzę najpierw traktowało ją bardzo podejrzliwie, lecz już po chwili zeskoczyło na jej ramię i dało się pogłaskać.

            Zajęta kotem Tris nie zauważyła, że przygląda jej się Loki:

             – A więc jesteś kociarą – mruknął pod nosem i zatarł dłonie, szczerząc się złowieszczo. – Niech no ja cię tylko…

            Lubiła koty, więc szybko pobiegła po miseczkę mleka i postawiła ją przed futrzakiem.

             – Masz, puchaty przyjacielu. Mamy jeszcze długo.




I wish I was fast And crazy as a dog



            Od tego dnia kot pojawiał się regularnie. Najwyraźniej między nim a Tris powstała jakaś nić porozumienia. Jednak po dwóch dniach przybyło i kotów.

            Tris siedziała na ławeczce przed domem z radością patrząc jak łasi się do niej czarno-biała, futrzasta kulka.

             – Nazwę cię pieszczoch.  – Chwilę później przyszedł kolejny. – A szo to teraz? – powiedziała sama do siebie i nagle posmutniała. Kotów przybywało, co podniosłą ją nieco na duchu. Lecz gdy liczba stała się dwucyfrowa, Szkarłatna była nieco zaniepokojona. – Ej, co z wami?

            Koty oblazły ją, łasząc się niemiłosiernie. Jeden nawet siedział jej na głowie. Inny próbował ostrzyć pazury na jej postrzępionych szortach.

             – Widzę, że znalazłaś przyjaciół? – roześmiał się Loki, wyglądając przez okno.

             – Ta – odpowiedziała i pisnęła. – Hola, to boli, kocie.

            Spróbowała wstać i omal nie runęła, potknąwszy się o jednego z futrzaków. Postanowiła się ewakuować, ale koty podążały za nią. Nie mogła się uwolnić.

             – Potrzebujesz pomocy?

             – Wal się. Wrrrrr…


            Patrzę na nią z ukrycia. Wygląda na tak rozanieloną, gdy trzyma kota… Wtedy w mojej głowie rodzi się niecny plan. I nie mogę się powstrzymać, żeby nie dać jej nauczki. Skoro tak bardzo lubi koty, będzie je miała. Aż jej się odechce.

            Zacieram ręce, szczerząc się złowieszczo. W wolnej chwili wychodzę do sklepu na małe zakupy. Jak dobrze, że w pobliżu jest sklep zoologiczny. Wchodzę do niego jakby nigdy nic. Staram się nie zachowywać podejrzanie, ale w duchu rechoczę jak psychopata rozbawiony swoim szatańskim planem.

            Przechodzę między regałami, aż natrafiam na to, czego szukam. Chwytam niewielki kartonik w dłoń i kieruję się do kasy. Rzucam pieniądze na ladę, mrucząc „reszty nie trzeba”. Śpieszy mi się, żeby jak najszybciej zrealizować pomysł.

            Czekam na dogodny moment i gdy Tris wychodzi wieczorem, żeby wziąć prysznic, zakradam się do jej pokoju. Ze sterty ciuchów rzuconych na krzesło wyciągam jej ulubione szorty. Mają małe kieszenie, ale mają.

            Otwieram pudełko, które przemyciłem ze sobą i wsypuję do po kieszeniach część jego zawartości. Uśmiechając się szatańsko, ostrożnie wycofuję się z jej pokoju. Udaje mi się wyjść niepostrzeżenie, a gdy docieram do kuchni, mogę odetchnąć z ulgą. Gdy tylko schowam kocimiętkę, nikt się nie dowie, że to ja. 


            Gdy wreszcie udało jej się ukryć w domu, pozamykała wszystkie okna. Długo zastanawiała się, co się wydarzyło. Wszystko ją swędziało, bo cała oblazła kocim futrem. Zgarnęła piżamę i poszła do łazienki. Musiała się wykąpać.

            Tam zdjęła z siebie ubrania. Coś się z nich sypało. Poza futrem. I tak musiała je wyprać, ale zaciekawiona dziwnymi paprochami, włożyła rękę do kieszeni. Miała w niej jakieś suszone zielsko. Powąchała.

             – Kocimiętka – mruknęła do siebie. Świetnie znała ten zapach, bo swego czasu mieszkała obok jakiejś starej panny z kotami, która hodowała to na balkonie. – Kto…

            Ale ona już miała pomysł, czyja to sprawka. Niemniej postanowiła się wstrzymać z awanturą. Wykąpała się i wyprała rzeczy. Zrobiła to tak, by nikt się nie zorientował, że ona wie.

            Zadowolona wyszła spod prysznica i wróciła do pokoju. Wysuszyła włosy i podreptała do pokoju Lokiego. Zapukała i otworzyła drzwi.

             – Co jest? – zapytał niepewnie Loki.

             – Chcę jutro powtórzyć lekcję strzelania – oznajmiła Tris, dyskretnie rozglądając się po pokoju. Niczego podejrzanego jednak nie znalazła. – Jutro o 10?

             – No dobra. Ale będziesz się słuchać.

             – Jasne.

            Na lekcję strzelania przyszła mocno spóźniona, choć mieszkali w jednym domem. Wymówiła się tym, że zaspała. W rzeczywistości jednak, była poszperać w pokoju Lokiego. Tam, jak przypuszczała, znalazła paczkę kocimiętki. Teraz musiała tylko wymyślić, jak się zemścić.

            Pomysł już miała. Ją goniły koty, więc Lokiego niech gonią psy. Albo cokolwiek, co jest mięsożerne. O tak. Zamierzała utknąć mu w kieszeni kawałek pysznego, aromatycznego mięsa. Tylko to przyszło jej do głowy. Nie była zbyt kreatywna w zemstach, a nie chciała chłopaka zabijać za coś takiego. Ale jak miała mu podrzucić tą padlinę? Tego nie wiedziała.

             – Słuchasz mnie? – zapytał Loki, patrząc na nią spod przymrużonych powiek. – Skup się. To ty chciałaś się uczyć, nie ja.

             – Taaaak…  – mruknęła Tris i popatrzyła na niego, uśmiechając się coraz szerzej.  – Dokładnie.

            Zrobiła krok do przodu, a Loki spojrzał na nią podejrzliwie. Nagle rzuciła mu się na szyję, wpijając w jego usta. Pocałowała go tak namiętnie, że zdębiał. Jednak prawdziwy szok przeżył dopiero, gdy Tris bezwstydnie chwyciła położyła dłoń na jego tyłku i ścisnęła.

            Próbował się cofnąć, żeby wyrwać się Szkarłatnej, ale uczepiła się mocno jego ubrań. W efekcie stracił równowagę i runął na ziemię. Tris wylądowała na nim. Podniosła się jako pierwsza, ale tylko do siadu, uniemożliwiając mu wstanie i uśmiechnęła się tryumfalnie.

             – No nie mów, że się boisz…

             – Złaź ze mnie! – krzyknął Loki i gdy tylko to zrobiła, zerwał się na równe nogi i zwiększył dystans pomiędzy nimi. – Co cię napadło?

             – Rozumiem, że to koniec lekcji – zaśmiała się Tris. – A właśnie, Hex prosiła, żebyś skoczył do sklepu – dodała, podając mu listę zakupów.

            Chwycił kartkę i zmiąwszy ją w dłoni, oddalił się pospiesznie. Całą drogę przeklinał tą cholerną dziewuchę. Co jej strzeliło do głowy? Przyssała się do niego jak pijawka. I najgorzej, że mu się to podobało!

             – Niech to.

            Był tak wściekły, że zupełnie nie zorientował się, o co chodziło. A pocałunek był jedynie zasłoną dymną. Tak samo nie zwrócił na to, że podążało za nim coraz więcej psów. Zniknął w sklepie osiedlowym.

            Zgarnął do koszyka wszystko, co wypisała Hex. Nastał się też w kolejce i zapłaciwszy za zakupy, wyszedł. Tam ku jego zdziwieniu natknął się na całą sforę psów. Nie wyglądały na agresywne, ale gdy tylko się zjawił, obskoczyły go.

            O ile nie było problemu z kundelkami, o tyle dwa wilczury stanowiły pewien kłopot. Zwłaszcza, gdy obwąchiwały mu zadek.

             – No co z wami? Głodne? Ja nie jestem smaczny.

             – Chyba myślą inaczej – powiedziała Tris, stojąca nieopodal na murku.

             – Ty… Co zrobiłaś?!

             – Ja? Niiiic – zapiszczała, robiąc minę niewiniątka. – Może po prostu zemściłam się za kocimiętkę.

            Loki pospiesznie sprawdził kieszenie. Gdy znalazł tam mięso, rzucił je psom, choć po chwili nadal kręciły się wokół niego, czując na spodniach zapach jedzenia.

             – Dobra, Tris. Wygrałaś. Rozejm?

             – Nnnnnn… Niech ci będzie.