It's not a question about trust
Pojawił się przed nią niespodziewanie,
chociaż też niezupełnie znienacka. Nie zaatakował. Zwyczajnie podszedł,
wchodząc w jej pole widzenia. Nie była wtedy nawet na żadnej misji. Kręciła się
z Belem nieopodal siedziby i nigdy nie spodziewałaby się, że go tam ujrzy, że
kiedykolwiek jeszcze go ujrzy.
Na
moment zamarła, a serce zabiło szybciej. Rozejrzała się nerwowo, szukając u Bela
pomocy, ale on przepadł jak kamień w wodę. Próbowała odzyskać rezon, nie mogła
okazać słabości, ale… Sny o Północnej bramie dręczyły ją do dziś.
Pozbyła
się ludzi, którzy ją tam zabrali. Dopadła każdego, kto ją wtedy poniżał. Zabiła
każdego śmiecia. Zemściła się za to, jaki sprowadzili na nią los. Nigdy jednak
nie odnalazła jego. I w zasadzie nie szukała specjalnie okazji, by go zabić. Nie
chciała więcej oglądać tej paskudnej gęby.
–
Zdziwiona? – zapytał z satysfakcją. – Wiem, że mnie pamiętasz.
– Może
odrobinę zaskoczona twoją odwagą – prychnęła, gdy podszedł jeszcze bliżej.
–
Słyszałaś plotki, że nadchodzę, ale nie chciałaś uwierzyć. Duży błąd.
–
Próbujesz mnie przestraszyć? Skąd pomysł, że się ciebie boję? – zakpiła
Szkarłatna. – Jesteś naprawdę głupi, wchodząc na terytorium Demonsów.
Kiedyś
wszyscy się go bali. Mówiło się, że jest człowiekiem, a jednak mało kto odważył
się mu postawić. Nieliczni śmiałkowie skończyli marnie. Szkarłatna widziała go
osobiście tylko raz, ale otaczała go wyjątkowo przerażająca i przytłaczająca
aura. Nawet jako Zmrok wolała z nim nie zadzierać, bo potrafiła wyczuć, jak
ogromna jest różnica w ich sile.
– Kto
to? – zaciekawił się Bel widząc, że blondynka z kimś rozmawia. Stanął za nią,
kładąc ręce na jej ramionach i pochyliwszy się, spytał: – Przyjaciel?
– Duch z
przeszłości – odparła, ale już dużo spokojniej. – Ale na pewno nie przyjaciel.
– Tylko
duch? – zapytał Devito, szczerząc groźnie zęby. – A nie demon?
– Duch –
powtórzyła Tris i dodała: – Bo demonem jestem ja. Tak nas tutaj zwą, ale
najwyraźniej mocno nas zlekceważyłeś, skoro nie posiadasz tak podstawowych
informacji. Wtargnąłeś na terytorium Demonów i słono za to zapłacisz.
– Moja
Tris – mruknął z dumą Bel. – Ale jeśli chcesz, pomogę ci go załatwić. W końcu
wtargnął na MOJE terytorium. Nie mogę tego tak zostawić.
– Ty tu
rządzisz – odpowiedziała beznamiętnie, ale w rzeczywistości cieszyła się, że
nie została z tym sama. – Jesteś naszym królem.
Być może
przywódca Demonsów był psychopatą lub szaleńcem. Być może potworem w ludzkiej
skórze. Rzeczy, których czasem się dopuszczał przechodziły jej najśmielsze
wyobrażenia. Nie można mu było jednak zarzucić, że nie trzyma strony swoich
ludzi. Swoich demonów.
Był przy
niej, gdy tego potrzebowała. Być może dlatego nie bała się go. Czuwał przy
niej, gdy miała koszmary. Może sam je miewał. Nigdy nie odważyła się spytać.
Mogła się jedynie domyślać, bo nie raz już zastała go siedzącego po ciemku w
kuchni nad lampką wina.
Ona
wstawała w tym samym celu. Gdy nie mogła spać, szukała ukojenia w wysokoprocentowych
trunkach. Potrafiły nieco przyćmić ten chujowy świat. Znieczulić ją na horror,
który rozgrywał się w jej głowie każdej nocy.
Podejrzewała,
że to Celebrer, lek, który zażywała. Moc Zmroka miała swoją cenę. Jedni tracili
słuch, mieli jakieś upośledzenia, a ona… Ona miała koszmary. Nie mogła jednak
odstawić Celebrera. Dawał jej siłę, ale nie tylko. Jego odstawienie mogło ją
kosztować nawet życie. Po jakimś czasie zaczynały się krwotoki z nosa, plucie
krwią, zawroty głowy. Osłabiony organizm w końcu przestawał funkcjonować.
Nie
chciała tego. Musiała być silna. Chciała taka być, by sprostać oczekiwaniom Bela
i z dumą reprezentować Demonsów. Nie mogła sobie pozwolić na osłabienie, gdy
podczas zadań wymagano od niej szczytowej formy.
– Czego
tu szukasz? – zapytała wreszcie Tris. – Wątpię, że wpadłeś na herbatkę.
– Masz
rację – zaśmiał się, ale nie był to wesoły śmiech. Nie był nawet szczery. –
Zbieram armię.
– Armię?
Chyba trupów.
Popatrzyła
na niego z wysoko uniesionymi brwiami.
–
Zamierzam odbudować Północną Bramę – oznajmił Devito. – Powstaniemy na nowo.
– I
myślisz, że za tobą pójdę? Że ktokolwiek za tobą pójdzie?
–
Przyjdziecie, skomląc jak psy – stwierdził, szczerząc zęby. – Nie macie odwagi,
postawić się swojemu panu.
– Chcesz
nas zastraszyć? Sam jeden przeciwko całej armii Zaćmionych?
–
Wątpisz?
Nie
musiała się odwracać, żeby wiedzieć, że Bel się uśmiecha. Był to, co prawda,
jeden z jej ulubionych uśmiechów, jakie zdarzało mu się prezentować. Zarazem
też jednak najbardziej niebezpieczny. Zwiastował kłopoty. Nie dla niej rzecz
jasna.
Wyrażał
swego rodzaju chorą fascynację jakimś osobnikiem. I raczej nie zwiastowało to,
że z chęcią wysłucha opowieści takiej persony. Oznaczało to raczej tyle, że z
przyjemnością przetestuje jego siłę. A może raczej wytrzymałość, bo Szkarłatna
szczerze wątpiła, by Devito miał jakieś szansę przeciw szefowi Demonsów.
Zdziwiła
się, gdy podszedł do sprawy dość spokojnie.
– Tris,
idź po resztę.
Było to
dość zaskakujące. W pierwszej chwili przyszło jej do głowy, że się pomyliła w
ocenie sytuacji. Wystarczyło jej tylko jedno spojrzenie na króla demonów.
Diabelski uśmiech zdawał się być jeszcze szerzy, niż zwykle. A błysk w oku
wyrażał dzikie podekscytowanie. Po plecach przeszły jej dreszcze.
Nie
wiedziała czy Bell zwyczajnie zapragnął widowni, gdy będzie rozszarpywał Devita
na strzępy, czy uznał jego siłę i dlatego zamierza mu zaprezentować organizację
w pełnym składzie. Lub coś jeszcze innego.
Nie
sprzeciwiła się jednak. To mogłoby się źle skończyć. Zresztą od początku
zadeklarowała swoją wierność i oddanie, więc za późno było na jakiekolwiek
protesty. A może zwyczajnie zżerała ją ciekawość? W przypadku Bella nigdy nie
wiedziała, co dokładnie nią kieruje. Zdawała sobie sprawę z tego, że należy do
osób, od których lepiej trzymać się z daleka. A jednak…
But will you stand with us
– Chłopaki?! – zawołała w
głąb siedziby. – Bel wzywa, to pilne!
– Zaraz!
– usłyszała w odpowiedzi.
– Zaraz
to taka bakteria – prychnęła pod nosem. – Dupa w troki i jazda. Może być
ciekawie.
– Ale że
o szo chodzi? – zapytał Asmo, który jako pierwszy wyszedł na klatkę schodową. –
Pali się czy szo?
– Krew
się poleje – oznajmiła Szkarłatna, gestykulując zamaszyście. – Bo wątpię, że Bel
pozwoli werbować ludzi na swoim terenie. Kazał was zawołać.
– Uuuu!
Szefu musiał się wściec – stwierdził radośnie Asmo i aż klasnął w dłonie. –
Kaimon! Energy! Kod czerwony!
– Kod
czerwony? – zdziwiła się Tris. – Nie wiedziałam, że mamy jakiś system kodów.
– Bo nie
mamy – wyjaśnił Al, również wychylając się z kwatery. – Przynajmniej oficjalnie.
To funkcjonuje tylko między nami i Bell o tym nie wie. Kolory określają jego
nastrój. Zielony oznacza, że ma dobry humor i można wyluzować. Niebieski, że
trzeba go po prostu zostawić samego. Pomarańczowy oznacza poirytowanie i trzeba
uważać. A czerwony…
– Że się
wściekł? – zapytała Tris.
–
Wściekł? – zakpił Al. – Czerwony oznacza rzeź.
– Jest coś
po czerwonym?
– Dalej
jest już tylko kod czarny i oznacza: ratuj się, kto może – dodał z grobową miną
Asmo. – Czarny oznacza koniec. Kaput. Game over. Niezależnie od tego, czy
jesteś w Demonsach, czy nie.
– Jaki game
over? – zaciekawił się Energy, wepchnąwszy się w przejściu przed Kaimona. – To
co się dzieję?
– Kod
czerwony – zaśmiał się gardłowo Kaimon, stając za Szkarłatną. – Będzie
wykurwiście.
– Kaimon
– zwróciła się do niego Tris. – Przestań mi dyszeć na kark zboczeńcu, bo ci
jebnę w bebechy.
– Nie
chciałbym wam psuć zabawy – wtrącił się Asmo. – Ale lepiej się pośpieszmy.
Szefu nie lubi czekać.
Lecz gdy przyszli, było już
praktycznie po wszystkim. Co prawda Devito wciąż stał na nogach. Jednak sądząc
po odniesionych przez niego ranach, jego chwile były już policzone. A więc Belowi
zależało jedynie na widowni.
Odwrócił się na moment plecami do
przeciwnika, by spojrzeć na swoje Demony. W szczególności na Tris. Uśmiechał
się. Do niej. Wiedziała to. I też się uśmiechnęła. Pokazał jej, co się dzieje,
gdy ktoś zadziera z jego Demonami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz