– Może zagrasz ze mną? – usłyszała i spojrzała
podejrzliwie na delikwenta.
Był młody, nawet przystojny, ale zupełnie nie
w jej typie. Blond włosy spięte miał w kitkę i błękitne oczy, takie jak jej.
Może o ton ciemniejsze. Wyglądał sympatycznie, chociaż coś podpowiadało jej, że
nie powinna z nim grać. Na pierwszy rzut oka zdawał się być zwykłym gamoniem,
Normalsem, ale ci najbardziej niepozorni, byli często najbardziej
niebezpieczni.
– A kim TY w ogóle jesteś? – zapytała, zbierając
swoje żetony i ruszyła w stronę kontuaru, by na razie wymienić je na pieniądze.
– I dlaczego chcesz ze mną zagrać?
– Właśnie ograłaś trójkę starych wyżeraczy –
zauważył spokojnie. – Naprawdę musisz pytać?
– Skoro wiesz, że zwyciężyłam, powinieneś
wiedzieć, że ciężko ze mną wygrać, a jednak chcesz spróbować.
–
Kto powiedział, że zależy mi na wygranej? – zaśmiał się i podrapał w tył głowy.
– I nadal nie powiedziałeś, kim jesteś.
– Worric, a ty?
– Castris – odpowiedziała, patrząc na niego
spod przymrużonych powiek. W
tamtej chwili zauważyła Zmroka. Stał nieopodal, ubrany w garnitur, tulił do
siebie katanę. Wyglądał na azjatę. Był niski, krępej budowy, a ciemne oczy
obserwowały ją spod czarnej grzywki. – On… – kiwnęła głową na Zaćmionego. –
Jest z tobą?
– To mój partner.
– Życiowy?
– Życiowy, ale nie w tym sensie, co myślisz.
Pracujemy razem.
– Normals i Zmrok? – zdziwiła się. – Macie tu
jakieś zadanie?
– Może… A ty?
– Nie nazwałabym tego zadaniem. Raczej… jestem
tu… Jakby dla rozrywki. Za trzy dni wyjeżdżam – oznajmiła spokojnie. – A
dlaczego chcesz ze mną zagrać?
– Potrzebuję wtopić się w tłum – wyszeptał
Worric i uśmiechnął ciepło. – Ale zawsze lepiej zagrać z ładną dziewczyną,
która może się niebawem władować w kłopoty, niż z jakimiś prykami.
– Jakie kłopoty? – spytała Tris, marszcząc
groźnie brwi.
– Nie z naszej strony – padło w odpowiedzi. –
Pracownicy kasyna mają cię na oku. Zbiłaś dziś niezłą fortunę. Takich jak ty
nie wypuszczają zbyt chętnie.
– To wiem.
– Jeden z graczy był podstawiony przez kasyno.
Muszą mieć kogoś, kto będzie ogrywał gości, którzy zostawiają tu fortuny,
dzięki którym kasyno prosperuje.
– A ja go ograłam – dokończyła za blondyna. –
Cóż… To nie tak, że nie spodziewałam się takiego obrotu wydarzeń.
– Dlatego na razie zagraj ze mną, bo jeśli
spróbujesz teraz opuścić kasyno, pójdą za tobą – powiedział cicho i pociągnął ją
w stronę stolika. – Pogramy o małe stawki.
– Słuchaj no – zawarczała, opierając ręce na
biodrach. – Nie boję się ich. Muszę tu przetrwać tylko trzy dni i nigdy więcej
mnie nie zobaczą.
– Ale przez te trzy dni będą cię ścigać. W
najlepszym wypadku odbiorą tylko pieniądze, ale…
–
Potrafię się bronić.
– Rozumiem, że jesteś Zmrokiem. Myślisz, że
oni nie mają takich w swoich szeregach?
– I co? Wy mnie obronicie? – prychnęła
rozbawiona i teraz skrzyżowała ręce na piersi. – On… – spojrzała na azjatę. –
Silny jest?
– Silny.
– Jak bardzo?
– Bardzo silny.
– A/0? – zapytała z powątpiewaniem,
a Worric wzruszył ramionami. – Cóż… Dziękuję za dobre chęci, ale zamiast mi
pomóc, wplątaliście się niepotrzebnie w kłopoty. Poradziłabym sobie.
I tak nie miała nic lepszego do roboty, więc
zgodziła się jeszcze pograć. Trochę dziwnie się czuła, wiedząc, że obserwuje ich
jego kumpel, ale nie wyglądało na to, by chciał się przyłączyć. Niemniej, cała
ta zabawa była tylko odwlekaniem nieuniknionego, bo z nadejściem poranka,
zamykano kasyno.
– Nie wątpię, ale, po co psuć taką piękną noc?
– Żeby była jasność – powiedziała, patrząc na
niego podejrzliwie. – Wygrałam tą kasę i zamierzam swoją nagrodę odebrać.
Nieważne czy teraz, czy za godzinę.
– Na razie możemy tu i tak zostać. Kasyno
otwarte jest do białego rana.
Tell 'em to turn it up till they can't no more
I
ranek w końcu nastał.
– To co teraz, geniuszu? – zapytała,
spoglądając na Worrica.
–
Idziemy na jakieś śniadanie – padło w odpowiedzi.
– Ty… Jak ci na imię? – zapytała azjatę. –
Jestem Castris.
Wzruszył tylko ramionami.
– To Nicolas.
– A ty, co? Jego adwokat?
– Nick jest głuchoniemy. Czasem tylko czyta z
ruchu warg.
– Czasem? – powtórzyła.
– Zazwyczaj, ale czasami olewa, co do niego
mówię, jak mu się coś niepodobna – westchnął blondyn.
Zrobiła kilka gestów rękami i obaj spojrzeli
na nią zaskoczeni.
– No co? Uczyłam się trochę migowego. Uznałam,
że jakoś musicie się chyba porozumiewać. Mniejsza z tym. Chodźmy.
– To przyszykuj się na kłopoty, bo nie puszczą
nas tak łatwo.
– Przydałaby mi się jakaś broń – szepnęła. –
Nie masz przypadkiem jakiegoś noża?
– Nóż? Nie… Nie jest ci potrzebny, Nick ich
spowolni.
– Temu twojemu głucholcowi też nie
ufam – syknęła, marszcząc brwi.
– Będziesz musiała – roześmiał się Worric i
pociągnął ją do punktu wymiany żetonów.
Postawiła na ladzie szkatułkę,
której równowartość była… Duża. W chuj duża, sądząc po minie pracownika.
– Nie chce pani jeszcze zostać? – zapytał
uprzejmie.
– Nie, jestem już zmęczona – powiedziała,
ziewając ostentacyjnie. – Wygrałam te pieniądze i chcę je otrzymać.
– Spokojnie – jęknął Worric.
– A może chce pani wykupić kartę VIP?
– A może chcesz w ryj? – warknęła rozeźlona. –
Czy wyrażam się niejasno? Poproszę. Swoją. Nagrodę.
– Oczywiście...
– Pogarszasz tylko sprawę – zauważył z
wyrzutem Worric.
– Trzeba było dać mi broń.
Let's get this thing shaking like a disco ball
Po
chwili pracownik kasyna przyniósł walizkę z pieniędzmi. Otworzył, by pokazać,
że zawartość się zgadza, a po chwili zamknął. Chwyciła ją i jakby nigdy nic
ruszyła do wyjścia. Normals i Zmrok podążyli za nią. Zresztą doskonale
wiedziała, że nie tylko oni. Wciągnęła ich w boczną alejkę. Walizkę schowała za kontener, żeby jakaś łajza
jej tego nie zwinęła w czasie walki.
Rozejrzała się do koła. Potrzebowała
jakiejś broni. Znaczy… Nie potrzebowała, ale nie lubiła skręcać karków. Wolała
używać noża, którego – cholera jasna – teraz nie miała. Uderzyła nogą w
balustradę, by wyłamać pręt. Nie udało się. Niezadowolona spojrzała na Zmroka i
zamigała „daj mi na chwilę swój miecz”.
Pokiwał przecząco głową i machnął
ręką, dając do zrozumienia, że ma się odsunąć. Zrobiła to. A on wyciągnąwszy
katanę, uderzył w balustradę. Po chwili wręczył jej pręt, a ona uśmiechnęła się
złowieszczo.
Niemal w tej samej chwili otoczyło
ich kilku gości, ale nic nie wskazywało na to, by wśród nich byli Zaćmieni.
Ruszyła, więc jako pierwsza, udając, że szarżuje od frontu. W ostatniej chwili
skoczyła w bok, a w następnej była już za napastnikiem. Zamachnęła się swoją
prowizoryczną bronią. Krew trysnęła, a on padł trupem.
Kolejnego potraktowała podobnie, w
tym czasie duet frajerów załatwił resztę. Z wyjątkiem jednego, który
najwyraźniej miał tyle rozumu w głowie, by nie rzucać się na nich bezmyślnie.
This is your last warning and courtesy call
Próbował
uciec, ale przytrzymała go, nogą przyciskając do ziemi. Facet był przerażony,
co obserwowała z uśmiechem na ustach. Chwyciła go za brudną od ziemi, niegdyś
białą, koszulę i pociągnęła w górę, by spojrzeć mu prosto w oczy.
– Radzę, nie leźć za nami, bo na siniakach się
nie skończy – zagroziła, nic nie robiąc sobie z tego, że Worric i Nickolas
patrzą na nią oniemiali. Puściła go wreszcie, więc rzucił się do ucieczki.
Zdążyła jeszcze kopnąć go w tyłek z glana. – No, co?
– Ty…
– Jestem Zmrokiem, tak – powiedziała,
domyślając się, o co chodzi. – I to silnym.
– Nick? – Worric spojrzał na niego znacząco, a
ten tylko wzruszył ramionami.
– Nie dał ci znać, że jestem silna? – roześmiała
się i uniosła rękę, na której widniała bransoletka z nieśmiertelników. Były na
nich serca, ot zwykłe podróbki, ale jeden… Jeden był prawdziwy. – Widzisz to? A4
– oznajmiła z dumą.
Arcaneglo zdawał się być bardzo zaskoczony.
Tylko Brown zmarszczył brwi, jakby coś mu nie pasowało. Nic jednak nie
powiedział.
– No, to ten tego – mruknęła. – Miło było, ale
się skończyło. Trzymajcie się, chłopaki.
Zamierzała już odejść, z pieniędzmi
rzecz jasna, ale głuchy zagrodził jej drogę.
– Chyba tak nie uciekniesz, co? – zapytał
Worric. – Postawiłabyś nam, chociaż jakieś śniadanie.
Skinęła głową i razem ruszyli w
stronę głównej ulicy, gdzie znajdowały się różne knajpy. Ale nigdy tam nie
dotarła, znikając w cieniu przy najbliższej okazji.
Heyo (heyo)
Ale dlaczego właściwie chciała dołączyć do
Demonsów? Wszystko zaczęło się od upadku Północnej Bramy. Wreszcie była wolna.
Wreszcie mogła wszystko. Nie było ograniczeń, nakazów, zakazów. Mogła robić, co
chciała. Mogła iść, gdzie chciała.
Ale ona nie miała już, dokąd pójść. Nie miała
już celu. Wcześniej… Wcześniej naprawdę wierzyła, że jej marzenia się spełnią.
Dopóki Vincent żył, była pewna, że wszystko się ułoży. Mieli zamieszkać gdzieś
razem, miała otworzyć klinikę. Lubiła tą wizję, ale teraz wszystko wydawało się
bezsensowne.
Wcześniej tego nie rozumiała. Nie
była pewna, co łączy ją z Vincentem. Teraz, gdy odszedł, wiedziała, że to była
jej pierwsza miłość, którą utraciła bezpowrotnie. Oczywiście, mogła
samodzielnie spełnić swoje marzenie, wspominając, jakie piękne mieli plany. Ale
nie umiała się przemóc.
Pewnie znalazłaby robotę. Było kilka
osób zainteresowanych jej zdolnościami, jej siłą. Ale nie wyobrażała sobie
siebie w roli ochroniarza dla jakiejś szumowiny. Wtedy usłyszała o nim. Pojawił
się znikąd. Nie był Zmrokiem. Podobno był Normalsem. Choć z wyglądu bliżej mu
było do diabła.
Nie widziała go. Słyszała tylko
plotki. Podobno miał czerwone włosy i żółte, pełne jadu spojrzenie. Jak demon.
Diabeł. Mieszkaniec piekieł. Słyszała nawet, jakoby z głowy wyrastały mu
prawdziwe rogi, choć nie wiedziała na ile wierzyć w te pogłoski.
Co było pewne? Był bardzo silny, okrutny.
Nie znał litości. I właśnie formował grupę zabójców, którzy niebawem mogli
zagrozić Destroyersom. Tego właśnie szukała. Przygody. Ryzyka. Kogoś godnego,
by użyczyła mu swej siły. Kogoś, kto pomoże jej zemścić się na Destroyersach za
śmierć Vincenta. Chciała zostać członkiem Demonsów, bo tak miała nazywać się
grupa.
Ale łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Raczej
nie mogła zapukać do ich siedziby, powiedzieć ‘hej, przyjmiecie mnie do
siebie?’. Oczywiście była szansa, że Bel zainteresuje się Szkarłatną, choćby ze
względu na przydomek. W końcu w północnej części kraju jej imię było dość
znane. Ale wolała pomóc przeznaczeniu. Zaczęła zbierać informacje, aż w końcu
udało jej się dotrzeć do miasta, w którym miał przebywać.
Here comes the danger up in this club
Wchodzę do baru. Podrzędnej speluny.
Jest tam. Od razu go rozpoznaję. Ten nieludzki wygląd, diabelskie oblicze. A
więc plotki są jak najbardziej prawdziwe. Bel jest posłańcem piekieł. Brakuje
mu tylko rogów. Jest silny. Czuję to. Napawam się potęgą, która bije od niego.
Budzi respekt. Dawno tak się nie czułam.
Ale ja też jestem silna.
Jestem Zmrokiem. Jestem…
– Szkarłatna –
słyszę i otwieram szerzej oczy ze zdziwienia. – Szkarłatna Tris.
Nawet nie patrzy w
jej stronę, a jednak zauważył moją obecność i rozpoznał?
– Widzę, że moja sława
mnie wyprzedza – mruczę, uśmiechając się zadziornie.
– Dobrze wiem, że
zaczęłaś węszyć. Pytanie: dlaczego? Jesteś tak głupia, żeby próbować zniszczyć
tworzącą się na zgliszczach twojego terytorium grupę, czy na tyle zdesperowana,
by szukać miejsca w naszych szeregach?
– Raczej znudzona
– oznajmiam beznamiętnie. – Usłyszałam, że formuje się w okolicy silna opozycja
dla Destroyersów – Machnąwszy ręką na barmana, jakby nigdy nic siadam obok Bela.
– Akurat szukam etatu – dodaję nieco rozbawiona.
– Czyli jednak
zdesperowana.
– Mogę sobie iść –
stwierdzam beznamiętnie, wcale nie czuję się urażona. – Znajdę sobie inne zajęcie.
Ludzie dużo by dali, żebym dla nich pracowała.
Wstaję.
– Nie
powiedziałem, że cię nie chce w Demonsach.
– Nie powiedziałeś
też, że chcesz.
– Bo nie jesteś
cierpliwa.
– A ty jesteś? –
prycham rozbawiona. – Oboje chcemy od życia tego co najlepsze. Jesteśmy zachłanni
i zagarniamy garściami to co dobre.
– Ale Demonsi nie
są dobrzy z natury.
– Ja też nie.
Jestem Zmrokiem. Maszyną do zabijania. I lubię to, co robię. W końcu jestem
Szkarłatną Tris, a ty Demonem lub Czerwonym Diabłem.
– Tak mnie
nazywają?
– Tak się ciebie
boją.
– Zabawna jesteś –
stwierdza, a ja wzruszam ramionami. – Zapraszam – powiedział.
I w ten oto sposób miałam zostać członkiem Demonsów.
Wcześniej jednak musiałam zdać ten pieprzony test dla jego uciechy.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDzień dobry!
OdpowiedzUsuńChcesz poćwiczyć swoje pisarskie umiejętności i przy okazji wygrać książki, upominki, reklamę bloga i grafikę? Tak? W takim razie zapraszam Cię serdecznie do konkursu literackiego „Już nie zapomnisz mnie”
www.przedwojenny-konkurs.blogspot.com
Wystarczy napisać opowiadanie o dowolnej tematyce do 5 stron i… co dalej? Dowiedz się szczegółów, czytając regulamin na blogu.
Niech pamięć o naszych artystach nadal trwa, a osoby lubiące pisać – doskonalą swe pióro!
Pozdrawiam ciepło!
Ps. Przepraszam za autoreklamę, ale nie znalazłam innej zakładki. Wiadomo, jak trudno jest się zareklamować. A może akurat Cię zainteresuje konkurs?