There‘s
a thorn in my heart and it‘s killing me
Uciekała ile sił w nogach,
biegnąc przez ciemny, gęsty las. Nie wiedziała nawet, przed czym. Coś jej
zagrażało? Coś ją ścigało? Naprawdę nie miała pojęcia, ale była przerażona. Las
ciągnął się w nieskończoność i znikąd pomocy.
A gdy wreszcie cudem udało jej się stamtąd
wydostać, zamarła. Obok niej stał Loki, a naprzeciw Beretta szykowała się do
ataku. Tris nie zdążyła nawet krzyknąć, kiedy było już po wszystkim.
Przytrzymała Lokiego, żeby nie upadł, a jej oczy zalały się łzami. Znowu… Znowu
pozwoliła mu odejść.
– Nie… Nie, nie! Proszę... Nie. Loki! –
krzyczała i nagle zerwała się z łóżka. Była zlana potem, a oczy miała mokre od
płaczu.
– Tris? – usłyszała przy łóżku głos Niny. –
Wszystko w porządku?
– Tak – odparła pospiesznie, ale głos jej się
załamał. Drżącą ręką przetarła twarz i wzięła kilka głębszych oddechów. Poczuła
na ramieniu drobniutką dłoń dziewczynki i westchnęła. – Nic mi nie jest. Wracaj
spać.
– Miałaś koszmary?
– Tak. Ale już po wszystkim.
– To po Celebrerze? – zapytała Nina. – To
dlatego nie chcesz go brać?
– Wracaj spać – rozkazała Tris, marszcząc
brwi. – I nie mów nic Theo.
– Nie powinnaś być sama w takiej chwili –
upierała się Nina i Tris przez chwilę miała ochotę miała ochotę zacisnął palce
na chudziutkiej szyi szatynki.
Oczami wyobraźni widziała już, jak wyciąga
ręce i w mgnieniu oka skręca delikatny kark. Nie ma krzyków, niczego. Wszystko
dzieje się zbyt szybko. Ciało bezgłośnie osuwa się na ziemie. Musi jeszcze
tylko ukryć zwłoki, żeby Theo się nie dowiedział. Łatwizna.
Sama nie wiedziała, dlaczego tego nie zrobiła.
Miałaby problem z głowy raz na zawsze. A jednak wolała nie ryzykować. Theo…
Wściekłby się. Był przywiązany do Niny, pewnie bardziej, niż do własnej
siostry. Poza tym Nina była też dość blisko z jednym z tym Zmrokiem, Brownem. A
z ragą A/0 lepiej było nie zadzierać.
I wish I could go back
and do it all differently
– Daj mi spokój – warknęła Tris, aż Nina
cofnęła się nieco wystraszona, gdy za oknem rozległ się potężny grzmot z
błyskawicami. – Zmykaj stąd. Natychmiast – wycedziła przez zęby.
Szybko zrobiło jej się głupio. To nie była
wina Niny. Te koszmary… Taką cenę płaciła za swoją siłę. Wszystkie najgorsze
wspomnienia wracały do niej w nocy. Wszystkie lęki, obawy i ta przeszywająca na
wskroś samotność. Gdy tylko zasypiała, czuła się jakby trafiała do najgłębszych
czeluści piekła. A najgorsze było to, że z własnej głowy nie potrafiła uciec.
Uciekała, więc od Celebrera. Odstawiała go,
kiedy mogła. Czasami na całe tygodnie, żeby tylko nie śnić. Nie o takich
rzeczach. Wolała ból fizyczny. Nawet wtedy, gdy bolała ją każda komórka ciała,
a ono zdawało się płonąć, nawet wtedy czuła się lepiej, niż podczas snu.
Przez chwilę miała nawet ten głupi pomysł,
żeby przeprosić Ninę i wszystko jej wyjaśnić. Ale szybko zmieniła zdanie.
Lepiej było trzymać ją na dystans. Jak wszystkich. Bo po co przywiązywać się do
kogoś, kto i tak kiedyś odejdzie.
cause
now there‘s a hole in my soul where you used to be
Theo nie mógł spać z powodu
tej burzy. Zaczęła się nagle i rozszalała na dobre nad samym centrum miasta.
Wcześniej słyszał, że ktoś spaceruje po klinice, ale sądząc po krokach to tylko
Nina. Teraz nie słyszał kroków, ale bez wątpienia słyszał w rogu jakiś szmer.
Co prawda w ciemnym rogu sypialni nie dostrzegał nic niepokojącego, to jednak
nie mógł pozbyć się tego nieprzyjemnego uczucia, że ktoś go obserwuje.
Ziewnął przeciągle, wpatrując się w mrok i
miał wrażenie, że mrok odwzajemnia jego spojrzenie, co było z lekka upiorne.
Przewrócił się na drugi bok, ale nie wytrzymał tak za długo i powrócił do
pierwotnej pozycji. Poprawił przy okazji poduszkę i podniósł się, opierając na
łokciach. Rozległ się kolejny grzmot i błysk piorunu przeszywającego niebo
rozjaśnił pokój, niemal jak za dnia.
– Łaaa! – krzyknął Theo, gdy dojrzał w rogu
pokoju jakąś postać i zerwał się na równe nogi, by zapalić światło. – Tris, do
cholery! Chcesz, żebym zawału dostał?
– Nie mogłam spać – stwierdziła beznamiętnie.
– I dlatego straszysz mnie jak jakiś upiór?!
Myślałem, że ktoś mnie przyszedł zamordować we śnie – pieklił się Theo.
– Przyszłam tylko zobaczyć, czy śpisz…
– To trzeba było się odezwać.
– Śpij, już ci nie przeszkadzam – powiedziała
Szkarłatna, kierując się do drzwi.
– Nie. Też nie mogłem spać...
– Śpij. Tutaj nic ci nie grozi – oznajmiła
Tris i wyszła, a Theo westchnął, opadając ciężko na poduszkę. – Burza minie…
There‘s
a hole in my heart – in my life – in my way
– Tris zniknęła! – krzyknęła
Nina, wpadając do pokoju Theo. – Nie ma jej.
– Co? Jak to nie ma? Rozmawiałem z nią niecałą
godzinę temu.
– Nie ma jej. Zniknęła.
– Może poszła się przejść albo znów siedzi na
dachu – mruknął Theo. – Mówiła, że nie może spać.
–
Nie ma jej – upierała się Nina. – Za to przed chwilą widziałam się z Nico.
Podobno w mieście była jakaś rozróba. Cała grupka Zmroków, prawdopodobnie z
innego miasta. Zaczęli się awanturować i zaczepiać ludzi. Co jeśli coś jej się
stało?
– Co? Gdzie są teraz.
– Kiedy Nico ich znalazł, byli już martwi...
– Zostań tu. Zamknij szczelnie drzwi i okna. I
nie wpuszczaj nikogo. Nawet Tris, rozumiesz? – zarządził Theo i zaczął się
pospiesznie ubierać. – Muszę coś sprawdzić.
– Nie mam wpuszczać Tris?
– Ona jest Zmrokiem, nie zauważyłaś, że bierze
Celebrer? – jęknął Theo. – To ona zabiła tych gości. W nocy była tu, gapiła się
na mnie, stojąc w ciemnym rogu pokoju. Muszę mieć pewność, że nic ci nie zrobi,
Nino.
– Nie… Nie wierzę, żeby była do tego zdolna.
Jest trochę straszna czasami, ale...
– Nino.
– Dobrze…
Theo ubrał się pospiesznie i zostawiwszy
klinikę pod opieką dziewczynki, wybiegł z budynku. Gnał przed siebie, zupełnie
nie wiedząc, gdzie szukać, ale czuł, że tym razem nie wybrała się na zwykły
spacer. Odeszła. Ta durna blondyna wtargnęła nagle do jego życia i tak samo
nagle postanowiła zniknąć. O nie. Drugi raz na to nie pozwoli.
– Tris! – krzyknął Theo. – Tris!
Nikt
nie odpowiedział. Zamiast tego w kilku oknach zapaliły się światła, więc
zrezygnował z zakłócania ciszy nocnej. I tak naiwnym było wierzyć, że ta
bezmyślna dziewucha mu odpowie. Po prostu biegł dalej, chociaż nie trwało to długo, nim dostał zadyszki. Przecież był do cholery lekarzem, a nie
sprinterem czy Zmrokiem.
– Co się stało? – strapił się Worric na widok
zziajanego doktora.
– Widziałeś…– sapnął Theo, ale nie skończył.
– Trupy? No. Masakra. Ktoś ich po prostu
poćwiartował.
– Broń?
– Chyba jakiś tasak. Na pewno coś dużego –
stwierdził Worric. – Trochę, jakby sprawka łowców.
– Czyli nie sztylety – odetchnął z ulgą Theo.
– Nie, a co? Dlaczego właściwie biegasz po
nocy, doktorku?
– Tris zniknęła.
– Zniknęła?
– No zniknęła. Normalnie. Nie ma jej. Dziwnie
się zachowywała, a potem zniknęła.
and
it‘s filled with regret and all I did, to push you away
Wiedziała,
że nastraszyła Ninę, a na dodatek, później także Theo. Po tych koszmarach
chciała tylko zobaczyć, że jest żywy. Cały i zdrowy. Musiała się upewnić, że
nikomu nic się nie stało, tylko dlatego, że na chwilę straciła czujność. A że
nie mogła spać, dręczona koszmarami i złym przeczuciem, wyszła na zewnątrz.
Potrzebowała się przejść i ochłonąć.
Nie sądziła, że natknie się na Zmroków. I
chociaż samo to nie było dziwne, ale ona ich znała. Kojarzyła ten zapach. To
oni ostali się spośród jej dręczycieli z Północnej Bramy. Nie wszystkich ich
zdążyła zabić. Dwóch jej wtedy zwiało. Teraz byli jeszcze więksi, niż ich
zapamiętała i szli z całą grupą, przemierzając ulice Ergastulum.
Próbowała się powstrzymać. Naprawdę z całej
siły. Dostali już nauczkę. Tris nie chciała sprawiać bratu więcej kłopotów,
więc obrała inną ścieżkę. Jednak gdy usłyszała kobiecy głos, proszący o pomoc,
zawróciła. Tamci zaczepiali młodą kobietę. Szkarłatna kojarzyła ją z kliniki,
gdy przychodziła po Celebrer. Miała zaledwie rangę D/4, nie miała szans
przeciwko grupie wielkoludów.
Tris
również miała wrażenie, że mogliby ją zdeptać, gdyby chcieli, ale w
przeciwieństwie do nich była silna. Nie potrzebowała być duża, ani wysoka. W
końcu była Szkarłatna. Nie musiała się obawiać. To jej się obawiano.
Wyszła im na przeciw, marszcząc groźnie brwi.
W pierwszej chwili nawet nie zauważyli, że ktoś się zbliża. Byli wyraźnie
wstawieni i rzucali chamskie komentarze, próbując dobrać się do tamtej
Zaćmionej.
Tymczasem Tris szła powoli. Wiedziała, że w
końcu ją zauważą. Na widok damskiej sylwetki ich paskudne gęby rozjaśnił
uśmiech, ale nie było w nim nic dobrego. Szkarłatna naprawdę się nie śpieszyła.
I tak stracili już zainteresowanie tamtą Zaćmioną i zdążyła już uciec. Teraz
zmierzali w stronę Tris.
Wyszczerzyła zęby w ostrzegawczym grymasie,
ale wciąż panowała nad swoim instynktem. Żądzy krwi dała upust dopiero, stojąc
z nimi twarzą w twarz. Pobledli, a dla niej to było niczym zachęta. Wyciągnęła
z rękawów sztylety, mówiąc:
– No hej.
– A ty kto? – jeden z nich zgrywał ważniaka.
– Tris… Szkarłatna Tris – odparła i zaległa
cisza.
– Nie znam – burknął tamten, ale widziała, że
jeden z nich próbuje się wycofać. Pamiętał ją. – I że niby co? Przyszłaś nam
obciągnąć?
– No – zaśmiała się. – Skórę z czaszki. To się
nazywa skalp.
– Na kolana – zgrywał się mężczyzna.
– Jak sobie życzysz – powiedziała Tris i
mężczyzna upadł, krzycząc wniebogłosy.
– Moja noga!
– Och, zamknij się. Jesteś odrażający –
syknęła Tris i chwilę później stała już sama w kałuży krwi. A Ergastulum znów
ucichło. – Nic tu po mnie – westchnęła. – To miasto nie jest dla mnie…
If
there‘s still a place in your life – in you heart – for me
Drzwi
się otworzyły i do baru wszedł białowłosy mężczyzna o karminowych tęczówkach.
Zmierzył wzrokiem obecną tam garstkę ludzi i podszedł do dziewczyny, siedzącej
przy barze z kuflem piwa. Zmarszczył brwi i otaksował ją wzrokiem, po czym
zapytał:
– Co tutaj robisz?
– Cześć, Al.
– Co tu robisz? – powtórzył.
– Napić się piwa nie można?
– Już mówiłem, że lepiej, żebyś się tu nie
pokazywała – stwierdził chłodno. – On cię zabije.
– Nie mam nic przeciwko. I niech spróbuje,
jeśli chce.
– Wiem, że jesteś silna, ale nie przeginaj. On
cię rozszarpie.
– Al, od kiedy jesteś mu taki posłuszny? –
zapytała z powagą Tris.
– Nie jestem mu posłuszny. Po prostu uważam,
że trochę cię szkoda.
– Ale tylko trochę – zauważyła Szkarłatna. –
Nie martw się.
– Nie martwię.
– I dobrze. Takie zachowanie do ciebie nie
pasuje – oznajmiła, uśmiechając się zadziornie. – Wolałam cię jako obojętnego
na świat sukinsyna.
– Nadal nim jestem. Ale ty to nie świat.
Jesteś nikim w tym świecie.
– Wiem. Właśnie dlatego tu jestem – zaśmiała
się Tris. – Ponieważ jestem nikim. Nie nadaję się na lekarkę.
–
Zatęskniłaś za nami? Za adrenaliną… Za grą? – zaciekawił się Al.
–
Chyba tak. Chyba tu jest moje miejsce.
–
Daj spokój. W to nie uwierzę.
– Mówię poważnie – wyznała Tris.
– Próbowałaś być lekarką? – zdziwił
się Al.
– Wiesz, że zawsze mnie to
interesowało. Mój późniejszy pracodawca namierzył mojego brata, jest lekarzem.
Mieszkałam u niego jakiś czas, ale nie potrafię żyć bez walki.
– I wróciłaś tutaj – podsumował,
uśmiechając się kpiąco.
– Dokładnie.
– TRIS! – rozległo się w drzwiach i
wszyscy w barze ucichli. Tylko sama zainteresowana na zainteresowaną tym faktem
nie wyglądała. Wciąż tłumaczyła coś radośnie białowłosemu członkowi dawnych Demonsów.
– Tris – zagrzmiał czerwonowłosy, wysoki mężczyzna, stając tuż przed nią i
nawet Al odsunął się trochę. Dopiero teraz blondynka przeniosła wzrok na nowo-przybyłego i uśmiechnęła się niewinnie. – Co ty tu, do chuja, robisz? –
zapytał, uderzywszy pięścią w stół.
– Kolejny, który nie widzi, że piję piwo –
westchnęła Szkarłatna, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Nie cieszysz się na
mój widok? Bel...
– Jak śmiesz – syknął. – Się tu w ogóle
pokazywać?
– Całkiem normalnie. Nic trudnego – mruknęła
Tris i spoważniała dopiero, gdy Bel chwycił ją za kołnierz, ciągnąc ku górze. –
Wróciłam. Chcę znów być częścią Demons, ale jeśli tak bardzo szukasz zwady, w
porządku – powiedziała i nie czekając na odpowiedź, podciągnęła się na łapie
czerwonowłosego i zrobiła salto w powietrzu, wykręcając się z uścisku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz