Ogłoszenia

Tagged #Scarlet tak samo jak Tagged #Monsters, które znajduje się w menu, czerpie z uniwersum mangi Gangsta. (Które de facto bardzo polecam) Scarlet opowiada o Tris, jednej z bohaterek Tagged #Monsters i o jej przeszłości.

Daty publikacji rozdziałów:
16 dzień miesiąca

czwartek, 16 lutego 2017

Cz I. Scarlet #Loki



Oh! Kiedy wreszcie pęknie Twoje serce?

             – Kłopoty! – krzyknął John, wpadając jak burza do skąpanej w półmroku kryjówki. – Ktoś zaatakował!
             – Destroyersi – oznajmiła Hex, która wychylała się zza wielkoluda. – Wygląda na to, że co jakiś czas urządzają sobie takie polowania na Zaćmionych. Za każdym razem wybierają inne miasto.
             – Jeśli to naprawdę oni, Loki i Tris, powinniście zostać tutaj – stwierdził z powagą Ren.
             – Jeśli zaatakowali to ryzyko dla was i dla nas jest takie samo – zauważyła twardo Tris. – Poza tym przydamy się.
             – Wolałbym, żebyście jednak trzymali się od tego z daleka – rzekł brunet.
             – Ren! Od tego jesteśmy, żeby ryzykować życiem. Po to nas zatrudniłeś – zauważyła Szkarłatna, łapiąc się pod boki. – Chociaż prawda jest taka, że jeszcze bardziej zwyczajnie nie lubię idei, że banda gówniarzy zabija moich pobratymców, nawet, jeśli nie utożsamiam się zbytnio ze Zmrokami.
             – Odezwała się dorosła – zakpił Loki i poczochrał blond czuprynę Tris. - Zwyczajnie masz z nimi na pieńku.
             – Jesteś nie wiele starszy ode mnie – naburmuszyła się.
             – Ale wiem, co czujesz – ciągnął dalej Loki. – Ren, pozwól nam iść. I tak nas znajdą.
             – W porządku, idziecie z nami, ale mam warunek. Żadnej samowolki. Żadnego umierania – zagrzmiał Ren, chociaż zazwyczaj nie podnosił głosu nawet w najbardziej patowej sytuacji.
             – Się wie, szefie – zasalutowała Tris. – W końcu nie jesteśmy jacyś pierwsi lepsi.
             – Jesteś straszna, kiedy się tak uśmiechasz – stwierdził Loki, wzdrygając się. – W pewnym sensie rozumiem, dlaczego byłaś w Demonsach.
             – Coś ci się nie podoba? – zapytała blondynka, unosząc lekko jedną brew i łypiąc z ukosa na przyjaciela.
             – Nie. Tak jest w sam raz – padło w odpowiedzi. – Idziemy.
             Cała grupa wybiegła z budynku w pełnym uzbrojeniu, gotowa do boju. Nie mogli dopuścić do zniszczenia miasta, które było ich bazą wypadową dla interesów oraz domem. Ktoś taki jak Destroyersi nie miał prawa się tam panoszyć.
 Tris nigdy nie przypuszczała, że ludzie mogą być tak silni. Normalsi. Łowcy będący Normalsami, a zarazem bestiami tak potężnymi, by bez problemu zabijać Zaćmionych. Destroyersi nie byli już ludźmi, tylko maszynami do zabijania, gorszymi, niż ci, na których polowali. Nie miało znaczenia, czyje życie odbierają.
             Młoda brunetka ubrana w czarną sukienkę stała na dachu jednego z budynków. W dłoni dzierżyła bicz zakończony kolcami. Obserwowała nadjeżdżający z oddali samochód pełen ludzi. Jeden z nich na pewno miał na szyi nieśmiertelnik.
             John w ostatniej chwili wykonał ryzykowany manewr zawracania, ratując swoich towarzyszy z opresji, gdy fala ognia poleciała w ich stronę. Samochód był o wiele szybszy, więc zdążyli umknąć jednemu z Destroyersów, ale bardzo szybko drogę zagrodziła im brunetka, która właśnie zeskoczyła z dachu na maskę samochodu.
             – Beretta! – rozległo się.
             – Poradzę sobie. Idź dalej – powiedziała do towarzysza.

Gdy siódma fala pożądania twój twardy kark podstępnie zgina

             Tris na moment zamarła. Patrzyła na dziewczynę w podobnym wieku i oczach tak pustych… Przeraziło ją to, co widziała. Bezduszna maszyna do zabijania. Coś, czym Szkarłatna sama mogła się stać, gdyby nie miała tyle szczęścia i na każdym etapie swojego życia nie natrafiła na, chociaż jedną, przychylną jej osobą.
             – Tris! – krzyk Lokiego wyrwał ją z zamyślenia, gdy Zmrok w porę zablokował skierowany w jej stronę atak. – Co z tobą?
             Ale nie była… tym. Była sobą. Była świadoma. Mając u swego boku przyjaciół, poczuła się bezpiecznie i wyszczerzyła rząd szpiczastych ząbków, wskakując na oparcie samochodu. W jej dłoniach błysnęły sztylety.
             – Ja się nią zajmę – oznajmiła z powagą Tris. – Dorwijcie tamtego piromana – dodała i zeskoczyła z wozu, pociągając za sobą członkinię Destroyersów. – Czyli jesteś Beretta? Miło mi. Jestem Szkarłatna Tris.
            Sztylety zawirowały w powietrzu, gdy blondynka z uśmiechem na ustach ruszyła do walki. Wiedziała, że przeciwnik jest silny. Jak długo już na to czekała? Nieczęsto miała okazję walczyć z kimś takim. Ostatni raz może, kiedy jeszcze była w Demonsach. Gdy grupa zaczęła się rozpadać, walcząc pomiędzy sobą. Tak… Wtedy tak. Ale potem? Nie mogła sobie przypomnieć.
             Teraz jednak jej ciałem wstrząsały dreszcze podniecenia. Walka była czymś dla niej nieodzownym. Niszczycielską ścieżką, którą podążała. I wreszcie mogła ponownie zabarwić wszystko na czerwono, oddając hołd bogom wojny.
             – Może Al miał rację i wszystko to jednak tylko gra – zamyśliła się, gdy w porę zrobiła unik i zamachnęła się nożem, raniąc Berette w policzek. Oblizała nóż i zapytała: – A ty? Co o tym myślisz?

Dusisz ten zwierzęcy krzyk

             Czuła się świetnie. Czuła się łowcą. Czuła się zwycięzcą. Jej ciało już dawno nie było tak lekkie, a myśli czyste i klarowne. Miała ochotę krzyczeć z radości, gdy jej nóż ponownie dosiągł celu. Nie była to głęboka rana, ale to nic. W końcu mówiło się, że Destroyersi są niepokonani.
             Beretta skrzywiła się i otarła krew, nic nie robiąc sobie z takich zadrapań. Co ją wkurzało to, to, że sama też nie mogła pokonać Zaćmionej. Metalowe blaszki brzęczały denerwująco na szyi blondynki.
             Tris robiła się coraz bardziej niecierpliwa. Oparła się na rękach i sprzedała Berettcie kopniaka, wbijając ją w ścianę pobliskiego budynku. Ruszyła w jej stronę, radośnie podrzucając w dłoni sztylet. Nie sądziła, że tamta tak szybko się pozbiera. Nie była Zmrokiem. Nie powinna tak szybko się pozbierać, a jednak zanim kurz opadł, wokół kostki Tris owinął się bicz, wbijając kolce w skórę i raniąc boleśnie.
             – Tsk, nieładnie – mruknęła Szkarłatna, gdy straciła równowagę i uderzyła tyłkiem o ziemię Rzuciła sztyletem, kalecząc dłoń Beretty, dzięki temu zyskała chwilę, żeby się uwolnić i cofnęła o kilka kroków. Z rozbiegu skoczyła na ścianę, dostając się coraz wyżej, chcąc poderżnąć jej gardło. Już raz tak walczyła. Również z członkiem Deystroyersów. Z blondynką imieniem Maverik, a gdy była blisko zabicia mendy, ktoś wszedł jej w drogę.

I znowu słodki zapach krwi

            Przeskoczyła nad głową Maverik, celując w tętnicę, ale napotkała opór. Tekagi zabrzęczało złowieszczo w starciu ze sztyletem i przed oczami Tris mignęła znajoma czupryna i cyjanowe tęczówki.
             – Hecate – odezwała się Maverik. – Świetne wyczucie czasu.
             – Yo, Hecate, tak cię zwą? – mruknęła Tris. – Dlaczego pomagasz takim ścierwom?
             – Nie znam cię – powiedziała tamta.
             – Nie chrzań. Wszędzie rozpoznam ten cyjanowy kolor – syknęła Szkarłatna. – I ta broń. Ta sama broń, po której bliznę mam do dziś – ciągnęła dalej, podciągając podkoszulek, by pokazać dowód tamtej walki. – Pamiętasz? To podczas starcia między Północną i Południową bramą.
             – Nie było tej walki – oznajmiła Hecate. – Z kimś mnie pomyliłaś.
             – Nie kłam. Nie wychodzi ci to – skwitowała Tris. – Powiedz mi, Hecate… Co Zmrok robi w towarzystwie Deystroyersów? Jak nisko upadłaś, żeby pomagać naszym naturalnym wrogom? I jak nisko oni upadli, by przyjmować Zmroków w swoje szeregi?
             – Hecate nie jest Zmrokiem – odezwała się Maverik. – Prawda?
             – Prawda. Nienawidzę Zmroków. Jestem łowcą.
             – Prawda, nie pachniesz już tak mocno – przyznała Tris. – Odstawiłaś Celebrer, co? Musisz potwornie cierpieć. Ale nie jest mi cię żal.
             – Nie jestem Zmrokiem. Nie muszę brać Celebrera.
             – Udajesz, że zapomniałaś o tej walce. Przypomnę ci o niej – zadeklarowała Tris i skoczyła w górę. Hecate nie przyszło jej jednak do głowy, że blondynka rzuci w nią sztyletem, raniąc w nogę, tylko po to, by nie do końca sprawną już ręką, chwycić shuko i powalić czarnowłosą na ziemię. Ale za to Hecate zdążyła kopnąć ją w zranione udo i runęły razem.
             Tris w ostatniej chwili przeturlała się kawałek, unikając ostrza, które ze zgrzytem wbiło się w ziemię. Zaćmiona zdołała się podnieść, ale zamiast się cofnąć, ruszyła do przodu, rzucając się z nożami na zaskoczoną Maverik. W porę uchyliła głowę przed Tekagi, które śmignęło tuż nad jej głową.
             – Hecate – skarciła ją Maverik, gdy omal sama nie dostała.
             – Sorry, Mav.
             – To Zmrok – upierała się Szkarłatna i ugryzła Maverik w dłoń, w której trzymała katanę, w międzyczasie wierzgając nogami, gdy czarnowłosa próbowała ją odciągnąć.
            W końcu zaryła jej butem w brodę.
            – Ala… Nos kulwa… Uglyzłam sjewjęsyk – jęknęła Hecate. – Neh Ce skalatna…
             – He? – mruknęła Tris, robiąc inteligentną minę. – Co kuźwa?
             – Tutaj jestem – przypomniała Maverik.
             – A ja tu. I co wynika z tej lokalizacji? – prychnęła Szkarłatna.
             – Tris, nie ociągaj się ! – krzyknął jakiś szatyn.
             – No to mi pomóż, a nie się gapisz, Energy! – padło w odpowiedzi. – Nie widzisz, że mam tu dwie?
Ostatkiem płynąc sił pod prąd

             Ale tym razem nikt nie wszedł Tris w paradę, gdy wykonała podobny manewr, próbując szarżować na przeciwnika.
             – Tris! Oszalałaś?! – krzyknął Loki, odciągając ją, nim kolczasty bicz okręcił się wokół szyi blondynki. – Zapomniałaś już, co mówił Ren? Zwycięstwo, ale nie kosztem własnego życia.
             – Loki! Niepotrzebnie się wtrącasz. Poradziłabym sobie! – buntowała się Szkarłatna.
             – Jasne– stwierdził chłopak, marszcząc brwi. – Spójrz na siebie. Jak ty wyglądasz…
             – Normalnie. Spójrz na siebie. Lustra w domu nie masz? – odgryzła się.
             – Cała poharatana i umorusana. Jak dziecko lasu – zaśmiał się Loki i wystrzelił kilka pocisków w stronę Beretty.
            – Co tu właściwie robisz?
            – Miałem cię przypilnować. I widzę, że dobrze się stało, że przyszedłem.
            – Przesadzasz – skwitowała Tris i gdy tylko uspokoiła oddech, znów ruszyła do ataku.
            Jednak tym razem ktoś ją osłaniał. Ktoś stał po jej stronie. Czuła się bezpieczna. Była pewna zwycięstwa.

Czujesz, że dłużej nie wytrzymasz

             Loki wpatrywał się w towarzyszkę, nie kryjąc podziwu. Jakkolwiek uważał, że lekkomyślny jest jej sposób walki, musiał przyznać, że także piękny. Gdy wirowała ze srebrzącymi się sztyletami w dłoniach, wyglądała jakby tańczyła jakiś egzotyczny i śmiercionośny taniec. Ale może miał po prostu bardzo spaczone poczucie piękna.
             Wystrzelił kilka kolejnych pocisków, powstrzymując ją przed kolejnym atakiem. Ale mimo to widział, że ruchy Szkarłatnej nie są już tak zwinne jak zazwyczaj. Walczyła już dłuższą chwilę, a przeciwnik był naprawdę silny. Dodatkowo blondynka odmawiała przyjęcia większej dawki Celebrera. Nic nie mógł zrobić.
             Wiedział, dlaczego tak unikała przyjmowania leku. Rozumiał ją. Niejednokrotnie przesiadywał z nią w nocy, dopóki ponownie nie zasnęła, po tym jak budziła się z krzykiem. Nie pytał, bo wyraźnie nie chciała o tym rozmawiać. Zresztą i tak domyślał się, o co chodzi.

Te oczy, w których szaleje sztorm

             Ren doskonale pamiętał ten dzień, kiedy przyjął do siebie Tris. Tułała się zupełnie bez celu. Znalazł ją wychudzoną i zmęczoną życiem, w zakrwawionych ubraniach. Siedziała na zimnej ziemi, czekając na koniec. Od razu rozpoznał w niej byłą członkinię Demonsów. Była to dość potężna grupa. Pojawili się nagle, nie wiadomo skąd i stali sporym zagrożeniem dla Destroyersów z południa. Zresztą nie tylko dla nich.
             Jednak Demons rozpadło się po dwóch latach z powodu konfliktów wewnętrznych. Okazało się, że członkowie tej grupy na dłuższą metę mieli całkowicie odmienne cele i zaczęli walczyć o dominację. Skończyli wybijając się nawzajem i z całej grupy ocalał jedynie ich lider oraz Tris. Chociaż wyraz jej twarzy mówił, że wolałaby być martwa.
             Kazał Johnowi zatrzymać samochód i wysiadł z niego. Loki od razu zreflektował się, o co chodzi i podążył za swoim szefem oraz przyjacielem, dla bezpieczeństwa. Ale Ren niespecjalnie przejmował się tą kwestią. Wiedział, że przydałby mu się w grupie ktoś jeszcze o zdolnościach bojowych. TAKICH zdolnościach bojowych.
             John był bardzo silny, zaprawiony w boju i dobrze obeznany w broni. Chociaż świetnie walczył, a dzięki swoim kastetom był nie lada przeciwnikiem, wciąż był tylko Normalsem, tak samo jak sam Ren i Hex. Z tymże ona szkolona była na łowcę, pomimo tego, iż utrzymywała, że nie ma żadnych powiązań z Destroyersami. Wśród nich tylko Loki był Zaćmionym.
             Na ich widok Tris podniosła wzrok i oceniła sytuację. Ren dostrzegł, że jej oczy znów zapłonęły, więc nie straciła jeszcze woli walki. Nawet nie drgnęła, ale cały czas obserwowała, zapewne chowając gdzieś broń, niepewna ich zamiarów.
             – Spokojnie – powiedział Ren, unosząc otwarte dłonie do góry, by pokazać, że nie stanowi zagrożenia. Czuł się trochę, jakby miał do czynienia z dzikim zwierzęciem, które w każdej chwili mogło ugryźć. – Chcę tylko porozmawiać.
             – O czym? – wychrypiała blondynka, marszcząc brwi. – Nie podchodź – syknęła i wreszcie się ruszyła, a gdzieś między połami materiału zabłyszczało ostrze. – Dobrze ci radzę.
             – Jesteś Szkarłatna Tris z Demonsów, prawda? – zapytał  Ren, całkowicie niewzruszony groźbą i uśmiechnął się promiennie. Nie martwił się, wiedząc, że przyjaciele kryją jego tyły. – Od razu cię rozpoznałem.
             – I?

To działa jak amfetamina

             – Nie chciałabyś pójść z nami? – zaproponował nagle. – Miałabyś znowu cel, schronienie i towarzyszy. Nie byłabyś już sama. Znów mogłabyś… Walczyć.
             – A co ja jestem? – warknęła Tris. – Bezpański kociak, którego można sobie od tak przygarnąć?
             – Haha, trochę tak wyglądasz – przyznał rozbawiony Ren i wyciągnął w jej stronę dłoń. – Chodź, przydasz nam się. Należysz do Zaćmionych, tak jak nasz Loki, nie? – kontynuował. – Macie niesamowite zdolności bojowe, właśnie kogoś takiego jak ty nam trzeba. Nie… Dokładnie ciebie nam trzeba, Szkarłatna.
            Dopiero teraz Tris spojrzała na pozostałych uważniej. Ren sprawiał bardzo sympatyczne wrażenie. Zmrok u jego boku był dodatkowym atutem. Blondynka zmierzyła go wzrokiem, marszcząc brwi, a ten uśmiechnął się do niej zachęcająco. Reszta też nie sprawiała złego wrażenia. Oczywiście mogły to być tylko pozory, ale zdawali się bardziej normalni, niż członkowie Demonsów. A Tris nie miała już nic do stracenia.
             Poszła z nimi, ale z początku była bardzo nieufna. Niewiele mówiła. Rozkazy przyjmowała ze spokojem i bez szemrania. Swoją pracę wykonywała sumiennie, ale stroszyła się za każdym razem, gdy ktoś próbował ją zagadywać. Tylko do Lokiego miała troszkę lepsze nastawienie, może ze względu na to, że tak jak ona należał do Zaćmionych.
             – Z której jesteś bramy? – zapytał, ale odpowiedziała mu tylko cisza. – Ja ze wschodniej. Ale nie byłem tak sławny jak ty na północy.
             – Skoro wiesz skąd jestem, po co pytasz? – padło w odpowiedzi.
             – Uch… No weź. Staram się, jasne? – jęknął chłopak.
             – Niezła próba, Loki – prychnęła Hex, która akurat przechodziła obok.
             – Chciałem porozmawiać, ale ty chyba nie chcesz – westchnął, patrząc na Tris z miną zbitego psa.
             – Po co mam z wami rozmawiać? Prędzej czy później i tak wszystko się rozleci.
             – Dlaczego tak uważasz?
             – Północna brama się rozpadła. Demons także i to… Też skończy się tak samo.
             – Mylisz się – oznajmił radośnie Loki. – Wszystko zależy od nas. Od ciebie, ode mnie, Rena, Hex, Johna. Jeśli się postaramy, to się nie rozpadnie.
             – Rozpadnie.
            – Przekonajmy się o tym – zaproponował. – Zakład, że się nie rozpadnie?
            – Zgoda – przytaknęła Tris i uścisnęła, wyciągniętą do niej dłoń.

My Bogom podobni klękamy

             – Wspomniał mi kiedyś, że podobno miałaś starszego brata – oznajmił Ren,. – I chyba udało mi się go znaleźć. Jest lekarzem w Ergastulum.
             – Theo? – powtórzyła Tris. – Znalazłeś go?
             – Tak. Pomyślałem, że to dobrze ci zrobi, jeśli spotkasz się z nim. Mogłabyś też wreszcie zostać lekarką.
             – Loki ci o wszystkim powiedział?
             – Co o tym myślisz? – zapytał Ren z odrobiną niepewności w głosie.
             Tris siedziała skulona na sofie, wpatrując się z namaszczeniem w podłogę, wyłożoną jasnymi panelami. Długie, blond włosy zasłoniły jej twarz, przez co Ren w pierwszej chwili nie mógł dostrzec napływających do jej oczu łez. Dopiero, gdy wielkie krople zaczęły kapać raz po raz, rozbijając się na podłodze, zbladł. Nigdy wcześniej nie widział, żeby płakała.
             – Dziękuję Ren – wyszeptała, zanim zdążył cokolwiek jeszcze powiedzieć. – Tak wiele dla mnie zrobiliście. Wszyscy. On też… Więc chyba nie mam innego wyboru, jak wykorzystać szansę, którą mi daliście. Spotkam się z moim bratem i zostanę lekarką. – Brunet podszedł do niej i położył dłoń na drobnym ramieniu blondynki. Teraz zdawała się być jeszcze mniejsza i taka krucha, ale nic nie mógł zrobić. – Pozwól mi tylko wziąć udział w jeszcze jednej wyprawie. Po raz ostatni. Proszę…
             – Dobrze.
             – Chcę się z nim pożegnać – wyjaśniła Tris, składając ręce, jak do modlitwy.

Gdy dzieło skończone Nasz Panie!

             Tris zaryzykowała, ruszyła do przodu nie bacząc na broń Beretty, która oplotła się wokół zranionej już kostki i zanim czarnowłosa zdążyła pociągnąć ją do siebie, Szkarłatna rzuciła się na nią. Zdołała poważnie zranić ją w pod żebrami, ale nie wiedziała, czy to śmiertelna rana. Nie zauważyła za to, że Beretta oprócz bicza miała jeszcze rewolwer. Loki w ostatniej chwili pociągnął Tris do tyłu i zasłonił ją własnym ciałem.
             – Loki! – krzyknęła Tris, gdy rozległ się strzał. – Nie… Loki… Nie! – prosiła, próbując przytrzymać przyjaciela, żeby nie runął na ziemię. Wszyscy wyskoczyli z auta i rzucili się do walki, podczas gdy Tris próbowała za wszelką cenę zatamować krwawienie. – Loki, nie ruszaj się. Zaraz coś zaradzimy – mówiła, ledwo powstrzymując łzy. – Trzymaj się. Wszystko będzie dobrze. Nie zamykaj oczu, nie zasypiaj.
             – Dziękuję Tris – wydukał Loki i wyciągnął dłoń, by dotknąć jej policzka. – Nie płacz… Będę nad tobą czuwać.
             – Nie mów nic – skarciła go, łapiąc jego dłoń w swoją i spróbowała się uśmiechnąć. – Nie mów nic. Oczywiście, że będziesz nade mną czuwać, bo zostajesz tutaj. Dalej będziesz walczył z nami ramię w ramię…
             – Przepraszam – wyszeptał Loki i zamknął oczy.
             – Nie! Loki! Otwórz oczy, proszę cię! – krzyczała Tris, chociaż wiedziała, że mężczyzna już się nie obudzi.
            Klęczała nad coraz zimniejszym ciałem Zmroka, przeklinając wszystko i wszystkich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz