Oh! Kiedy wreszcie pęknie Twoje serce?
– Kłopoty! – krzyknął John, wpadając jak burza
do skąpanej w półmroku kryjówki. – Ktoś zaatakował!
– Destroyersi – oznajmiła Hex, która wychylała się zza wielkoluda. – Wygląda na
to, że co jakiś czas urządzają sobie takie polowania na Zaćmionych. Za każdym razem wybierają inne miasto.
– Jeśli to naprawdę oni, Loki i Tris,
powinniście zostać tutaj – stwierdził z powagą Ren.
– Jeśli zaatakowali to ryzyko dla was i dla
nas jest takie samo – zauważyła twardo Tris. – Poza tym przydamy się.
– Wolałbym, żebyście jednak trzymali się od
tego z daleka – rzekł brunet.
– Ren! Od tego jesteśmy, żeby ryzykować
życiem. Po to nas zatrudniłeś – zauważyła Szkarłatna, łapiąc się pod boki. – Chociaż
prawda jest taka, że jeszcze bardziej zwyczajnie nie lubię idei, że banda
gówniarzy zabija moich pobratymców, nawet, jeśli nie utożsamiam się zbytnio ze
Zmrokami.
– Odezwała się dorosła – zakpił Loki i
poczochrał blond czuprynę Tris. - Zwyczajnie masz z nimi na pieńku.
– Jesteś nie wiele starszy ode mnie –
naburmuszyła się.
– Ale wiem, co czujesz – ciągnął dalej Loki. –
Ren, pozwól nam iść. I tak nas znajdą.
– W porządku, idziecie z nami, ale mam
warunek. Żadnej samowolki. Żadnego umierania – zagrzmiał Ren, chociaż zazwyczaj
nie podnosił głosu nawet w najbardziej patowej sytuacji.
– Się wie, szefie – zasalutowała Tris. – W
końcu nie jesteśmy jacyś pierwsi lepsi.
– Jesteś straszna, kiedy się tak uśmiechasz –
stwierdził Loki, wzdrygając się. – W pewnym sensie rozumiem, dlaczego byłaś w
Demonsach.
– Coś ci się nie podoba? – zapytała blondynka,
unosząc lekko jedną brew i łypiąc z ukosa na przyjaciela.
– Nie. Tak jest w sam raz – padło w
odpowiedzi. – Idziemy.
Cała grupa wybiegła z budynku w pełnym
uzbrojeniu, gotowa do boju. Nie mogli dopuścić do zniszczenia miasta, które
było ich bazą wypadową dla interesów oraz domem. Ktoś taki jak Destroyersi nie
miał prawa się tam panoszyć.
Tris nigdy nie przypuszczała, że ludzie mogą
być tak silni. Normalsi. Łowcy będący Normalsami, a zarazem bestiami tak
potężnymi, by bez problemu zabijać Zaćmionych. Destroyersi nie byli już ludźmi,
tylko maszynami do zabijania, gorszymi, niż ci, na których polowali. Nie miało
znaczenia, czyje życie odbierają.
Młoda brunetka ubrana w czarną sukienkę stała
na dachu jednego z budynków. W dłoni dzierżyła bicz zakończony kolcami. Obserwowała
nadjeżdżający z oddali samochód pełen ludzi. Jeden z nich na pewno miał na szyi
nieśmiertelnik.
John w ostatniej chwili wykonał ryzykowany
manewr zawracania, ratując swoich towarzyszy z opresji, gdy fala ognia
poleciała w ich stronę. Samochód był o wiele szybszy, więc zdążyli umknąć
jednemu z Destroyersów, ale bardzo szybko drogę zagrodziła im brunetka, która
właśnie zeskoczyła z dachu na maskę samochodu.
– Beretta! – rozległo się.
– Poradzę sobie. Idź dalej – powiedziała do
towarzysza.
Gdy siódma fala pożądania twój twardy kark podstępnie zgina
Tris na moment zamarła. Patrzyła na dziewczynę
w podobnym wieku i oczach tak pustych… Przeraziło ją to, co widziała. Bezduszna
maszyna do zabijania. Coś, czym Szkarłatna sama mogła się stać, gdyby nie miała
tyle szczęścia i na każdym etapie swojego życia nie natrafiła na, chociaż jedną,
przychylną jej osobą.
– Tris! – krzyk Lokiego wyrwał ją z
zamyślenia, gdy Zmrok w porę zablokował skierowany w jej stronę atak. – Co z
tobą?
Ale nie była… tym. Była sobą. Była świadoma.
Mając u swego boku przyjaciół, poczuła się bezpiecznie i wyszczerzyła rząd
szpiczastych ząbków, wskakując na oparcie samochodu. W jej dłoniach błysnęły
sztylety.
– Ja się nią zajmę – oznajmiła z powagą Tris.
– Dorwijcie tamtego piromana – dodała i zeskoczyła z wozu, pociągając za sobą
członkinię Destroyersów. – Czyli jesteś Beretta? Miło mi. Jestem Szkarłatna
Tris.
Sztylety
zawirowały w powietrzu, gdy blondynka z uśmiechem na ustach ruszyła do walki.
Wiedziała, że przeciwnik jest silny. Jak długo już na to czekała? Nieczęsto
miała okazję walczyć z kimś takim. Ostatni raz może, kiedy jeszcze była w
Demonsach. Gdy grupa zaczęła się rozpadać, walcząc pomiędzy sobą. Tak… Wtedy
tak. Ale potem? Nie mogła sobie przypomnieć.
Teraz jednak jej ciałem wstrząsały dreszcze
podniecenia. Walka była czymś dla niej nieodzownym. Niszczycielską ścieżką,
którą podążała. I wreszcie mogła ponownie zabarwić wszystko na czerwono,
oddając hołd bogom wojny.
– Może Al miał rację i wszystko to jednak
tylko gra – zamyśliła się, gdy w porę zrobiła unik i zamachnęła się nożem,
raniąc Berette w policzek. Oblizała nóż i zapytała: – A ty? Co o tym myślisz?
Dusisz ten zwierzęcy krzyk
Czuła się świetnie. Czuła się łowcą. Czuła się
zwycięzcą. Jej ciało już dawno nie było tak lekkie, a myśli czyste i klarowne.
Miała ochotę krzyczeć z radości, gdy jej nóż ponownie dosiągł celu. Nie była to
głęboka rana, ale to nic. W końcu mówiło się, że Destroyersi są niepokonani.
Beretta skrzywiła się i otarła krew, nic nie
robiąc sobie z takich zadrapań. Co ją wkurzało to, to, że sama też nie mogła
pokonać Zaćmionej. Metalowe blaszki brzęczały denerwująco na szyi blondynki.
Tris robiła się coraz bardziej niecierpliwa.
Oparła się na rękach i sprzedała Berettcie kopniaka, wbijając ją w ścianę
pobliskiego budynku. Ruszyła w jej stronę, radośnie podrzucając w dłoni
sztylet. Nie sądziła, że tamta tak szybko się pozbiera. Nie była Zmrokiem. Nie
powinna tak szybko się pozbierać, a jednak zanim kurz opadł, wokół kostki Tris owinął
się bicz, wbijając kolce w skórę i raniąc boleśnie.
– Tsk, nieładnie – mruknęła Szkarłatna, gdy
straciła równowagę i uderzyła tyłkiem o ziemię Rzuciła sztyletem, kalecząc dłoń
Beretty, dzięki temu zyskała chwilę, żeby się uwolnić i cofnęła o kilka kroków.
Z rozbiegu skoczyła na ścianę, dostając się coraz wyżej, chcąc poderżnąć jej
gardło. Już raz tak walczyła. Również z członkiem Deystroyersów. Z blondynką
imieniem Maverik, a gdy była blisko zabicia mendy, ktoś wszedł jej w drogę.
I znowu słodki zapach krwi
Przeskoczyła nad głową Maverik, celując w tętnicę, ale
napotkała opór. Tekagi zabrzęczało złowieszczo w starciu ze sztyletem i przed
oczami Tris mignęła znajoma czupryna i cyjanowe tęczówki.
– Hecate –
odezwała się Maverik. – Świetne wyczucie czasu.
– Yo, Hecate, tak
cię zwą? – mruknęła Tris. – Dlaczego pomagasz takim ścierwom?
– Nie znam cię – powiedziała
tamta.
– Nie chrzań.
Wszędzie rozpoznam ten cyjanowy kolor – syknęła Szkarłatna. – I ta broń. Ta
sama broń, po której bliznę mam do dziś – ciągnęła dalej, podciągając
podkoszulek, by pokazać dowód tamtej walki. – Pamiętasz? To podczas starcia
między Północną i Południową bramą.
– Nie było tej walki – oznajmiła Hecate. – Z
kimś mnie pomyliłaś.
– Nie kłam. Nie
wychodzi ci to – skwitowała Tris. – Powiedz mi, Hecate… Co Zmrok robi w
towarzystwie Deystroyersów? Jak nisko upadłaś, żeby pomagać naszym naturalnym
wrogom? I jak nisko oni upadli, by przyjmować Zmroków w swoje szeregi?
– Hecate nie jest
Zmrokiem – odezwała się Maverik. – Prawda?
– Prawda.
Nienawidzę Zmroków. Jestem łowcą.
– Prawda, nie
pachniesz już tak mocno – przyznała Tris. – Odstawiłaś Celebrer, co? Musisz
potwornie cierpieć. Ale nie jest mi cię żal.
– Nie jestem Zmrokiem.
Nie muszę brać Celebrera.
– Udajesz, że
zapomniałaś o tej walce. Przypomnę ci o niej – zadeklarowała Tris i skoczyła w
górę. Hecate nie przyszło jej jednak do głowy, że blondynka rzuci w nią
sztyletem, raniąc w nogę, tylko po to, by nie do końca sprawną już ręką,
chwycić shuko i powalić czarnowłosą na ziemię. Ale za to Hecate zdążyła kopnąć
ją w zranione udo i runęły razem.
Tris w ostatniej
chwili przeturlała się kawałek, unikając ostrza, które ze zgrzytem wbiło się w
ziemię. Zaćmiona zdołała się podnieść, ale zamiast się cofnąć, ruszyła do
przodu, rzucając się z nożami na zaskoczoną Maverik. W porę uchyliła głowę
przed Tekagi, które śmignęło tuż nad jej głową.
– Hecate –
skarciła ją Maverik, gdy omal sama nie dostała.
– Sorry, Mav.
– To Zmrok –
upierała się Szkarłatna i ugryzła Maverik w dłoń, w której trzymała katanę, w
międzyczasie wierzgając nogami, gdy czarnowłosa próbowała ją odciągnąć.
W końcu zaryła jej butem w brodę.
–
Ala… Nos kulwa… Uglyzłam sjewjęsyk – jęknęła Hecate. – Neh Ce skalatna…
– He? – mruknęła
Tris, robiąc inteligentną minę. – Co kuźwa?
– Tutaj jestem –
przypomniała Maverik.
– A ja tu. I co
wynika z tej lokalizacji? – prychnęła Szkarłatna.
– Tris, nie
ociągaj się ! – krzyknął jakiś szatyn.
– No to mi pomóż,
a nie się gapisz, Energy! – padło w odpowiedzi. – Nie widzisz, że mam tu dwie?
Ostatkiem płynąc sił pod prąd
Ale tym razem nikt nie wszedł Tris w paradę,
gdy wykonała podobny manewr, próbując szarżować na przeciwnika.
– Tris! Oszalałaś?! – krzyknął Loki,
odciągając ją, nim kolczasty bicz okręcił się wokół szyi blondynki. –
Zapomniałaś już, co mówił Ren? Zwycięstwo, ale nie kosztem własnego życia.
– Loki! Niepotrzebnie się wtrącasz.
Poradziłabym sobie! – buntowała się Szkarłatna.
– Jasne– stwierdził chłopak, marszcząc brwi. –
Spójrz na siebie. Jak ty wyglądasz…
– Normalnie. Spójrz na siebie. Lustra w domu
nie masz? – odgryzła się.
– Cała poharatana i umorusana. Jak dziecko
lasu – zaśmiał się Loki i wystrzelił kilka pocisków w stronę Beretty.
–
Co tu właściwie robisz?
–
Miałem cię przypilnować. I widzę, że dobrze się stało, że przyszedłem.
– Przesadzasz – skwitowała Tris i
gdy tylko uspokoiła oddech, znów ruszyła do ataku.
Jednak tym razem ktoś ją osłaniał.
Ktoś stał po jej stronie. Czuła się bezpieczna. Była pewna zwycięstwa.
Czujesz, że dłużej nie wytrzymasz
Loki wpatrywał się w towarzyszkę, nie kryjąc
podziwu. Jakkolwiek uważał, że lekkomyślny jest jej sposób walki, musiał
przyznać, że także piękny. Gdy wirowała ze srebrzącymi się sztyletami w
dłoniach, wyglądała jakby tańczyła jakiś egzotyczny i śmiercionośny taniec. Ale
może miał po prostu bardzo spaczone poczucie piękna.
Wystrzelił kilka kolejnych pocisków,
powstrzymując ją przed kolejnym atakiem. Ale mimo to widział, że ruchy
Szkarłatnej nie są już tak zwinne jak zazwyczaj. Walczyła już dłuższą chwilę, a
przeciwnik był naprawdę silny. Dodatkowo blondynka odmawiała przyjęcia większej
dawki Celebrera. Nic nie mógł zrobić.
Wiedział, dlaczego tak unikała przyjmowania
leku. Rozumiał ją. Niejednokrotnie przesiadywał z nią w nocy, dopóki ponownie
nie zasnęła, po tym jak budziła się z krzykiem. Nie pytał, bo wyraźnie nie
chciała o tym rozmawiać. Zresztą i tak domyślał się, o co chodzi.
Te oczy, w których szaleje sztorm
Ren doskonale
pamiętał ten dzień, kiedy przyjął do siebie Tris. Tułała się zupełnie bez celu.
Znalazł ją wychudzoną i zmęczoną życiem, w zakrwawionych ubraniach. Siedziała
na zimnej ziemi, czekając na koniec. Od razu rozpoznał w niej byłą członkinię
Demonsów. Była to dość potężna grupa. Pojawili się nagle, nie wiadomo skąd i
stali sporym zagrożeniem dla Destroyersów z południa. Zresztą nie tylko dla
nich.
Jednak Demons
rozpadło się po dwóch latach z powodu konfliktów wewnętrznych. Okazało się, że
członkowie tej grupy na dłuższą metę mieli całkowicie odmienne cele i zaczęli
walczyć o dominację. Skończyli wybijając się nawzajem i z całej grupy ocalał
jedynie ich lider oraz Tris. Chociaż wyraz jej twarzy mówił, że wolałaby być
martwa.
Kazał Johnowi
zatrzymać samochód i wysiadł z niego. Loki od razu zreflektował się, o co chodzi
i podążył za swoim szefem oraz przyjacielem, dla bezpieczeństwa. Ale Ren
niespecjalnie przejmował się tą kwestią. Wiedział, że przydałby mu się w grupie
ktoś jeszcze o zdolnościach bojowych. TAKICH zdolnościach bojowych.
John był bardzo
silny, zaprawiony w boju i dobrze obeznany w broni. Chociaż świetnie walczył, a
dzięki swoim kastetom był nie lada przeciwnikiem, wciąż był tylko Normalsem,
tak samo jak sam Ren i Hex. Z tymże ona szkolona była na łowcę, pomimo tego, iż
utrzymywała, że nie ma żadnych powiązań z Destroyersami. Wśród nich tylko Loki
był Zaćmionym.
Na ich widok Tris
podniosła wzrok i oceniła sytuację. Ren dostrzegł, że jej oczy znów zapłonęły,
więc nie straciła jeszcze woli walki. Nawet nie drgnęła, ale cały czas
obserwowała, zapewne chowając gdzieś broń, niepewna ich zamiarów.
– Spokojnie –
powiedział Ren, unosząc otwarte dłonie do góry, by pokazać, że nie stanowi
zagrożenia. Czuł się trochę, jakby miał do czynienia z dzikim zwierzęciem, które
w każdej chwili mogło ugryźć. – Chcę tylko porozmawiać.
– O czym? –
wychrypiała blondynka, marszcząc brwi. – Nie podchodź – syknęła i wreszcie się
ruszyła, a gdzieś między połami materiału zabłyszczało ostrze. – Dobrze ci
radzę.
– Jesteś Szkarłatna
Tris z Demonsów, prawda? – zapytał Ren,
całkowicie niewzruszony groźbą i uśmiechnął się promiennie. Nie martwił się,
wiedząc, że przyjaciele kryją jego tyły. – Od razu cię rozpoznałem.
– I?
To działa jak amfetamina
– Nie chciałabyś
pójść z nami? – zaproponował nagle. – Miałabyś znowu cel, schronienie i
towarzyszy. Nie byłabyś już sama. Znów mogłabyś… Walczyć.
– A co ja jestem?
– warknęła Tris. – Bezpański kociak, którego można sobie od tak przygarnąć?
– Haha, trochę tak
wyglądasz – przyznał rozbawiony Ren i wyciągnął w jej stronę dłoń. – Chodź,
przydasz nam się. Należysz do Zaćmionych, tak jak nasz Loki, nie? – kontynuował.
– Macie niesamowite zdolności bojowe, właśnie kogoś takiego jak ty nam trzeba.
Nie… Dokładnie ciebie nam trzeba, Szkarłatna.
Dopiero
teraz Tris spojrzała na pozostałych uważniej. Ren sprawiał bardzo sympatyczne
wrażenie. Zmrok u jego boku był dodatkowym atutem. Blondynka zmierzyła go
wzrokiem, marszcząc brwi, a ten uśmiechnął się do niej zachęcająco. Reszta też
nie sprawiała złego wrażenia. Oczywiście mogły to być tylko pozory, ale zdawali
się bardziej normalni, niż członkowie Demonsów. A Tris nie miała już nic do
stracenia.
Poszła z nimi, ale
z początku była bardzo nieufna. Niewiele mówiła. Rozkazy przyjmowała ze
spokojem i bez szemrania. Swoją pracę wykonywała sumiennie, ale stroszyła się
za każdym razem, gdy ktoś próbował ją zagadywać. Tylko do Lokiego miała troszkę
lepsze nastawienie, może ze względu na to, że tak jak ona należał do Zaćmionych.
– Z której jesteś
bramy? – zapytał, ale odpowiedziała mu tylko cisza. – Ja ze wschodniej. Ale nie
byłem tak sławny jak ty na północy.
– Skoro wiesz skąd
jestem, po co pytasz? – padło w odpowiedzi.
– Uch… No weź.
Staram się, jasne? – jęknął chłopak.
– Niezła próba,
Loki – prychnęła Hex, która akurat przechodziła obok.
– Chciałem
porozmawiać, ale ty chyba nie chcesz – westchnął, patrząc na Tris z miną
zbitego psa.
– Po co mam z wami
rozmawiać? Prędzej czy później i tak wszystko się rozleci.
– Dlaczego tak
uważasz?
– Północna brama
się rozpadła. Demons także i to… Też skończy się tak samo.
– Mylisz się –
oznajmił radośnie Loki. – Wszystko zależy od nas. Od ciebie, ode mnie, Rena,
Hex, Johna. Jeśli się postaramy, to się nie rozpadnie.
– Rozpadnie.
–
Przekonajmy się o tym – zaproponował. – Zakład, że się nie rozpadnie?
–
Zgoda – przytaknęła Tris i uścisnęła, wyciągniętą do niej dłoń.
My Bogom podobni klękamy
– Wspomniał mi kiedyś, że podobno miałaś
starszego brata – oznajmił Ren,. – I chyba udało mi się go znaleźć. Jest
lekarzem w Ergastulum.
– Theo? – powtórzyła Tris. – Znalazłeś go?
– Tak. Pomyślałem, że to dobrze ci zrobi,
jeśli spotkasz się z nim. Mogłabyś też wreszcie zostać lekarką.
– Loki ci o wszystkim powiedział?
– Co o tym myślisz? – zapytał Ren z odrobiną
niepewności w głosie.
Tris siedziała skulona na sofie, wpatrując się
z namaszczeniem w podłogę, wyłożoną jasnymi panelami. Długie, blond włosy
zasłoniły jej twarz, przez co Ren w pierwszej chwili nie mógł dostrzec
napływających do jej oczu łez. Dopiero, gdy wielkie krople zaczęły kapać raz po
raz, rozbijając się na podłodze, zbladł. Nigdy wcześniej nie widział, żeby
płakała.
– Dziękuję Ren – wyszeptała, zanim zdążył
cokolwiek jeszcze powiedzieć. – Tak wiele dla mnie zrobiliście. Wszyscy. On
też… Więc chyba nie mam innego wyboru, jak wykorzystać szansę, którą mi
daliście. Spotkam się z moim bratem i zostanę lekarką. – Brunet podszedł do
niej i położył dłoń na drobnym ramieniu blondynki. Teraz zdawała się być
jeszcze mniejsza i taka krucha, ale nic nie mógł zrobić. – Pozwól mi tylko
wziąć udział w jeszcze jednej wyprawie. Po raz ostatni. Proszę…
– Dobrze.
– Chcę się z nim pożegnać – wyjaśniła Tris,
składając ręce, jak do modlitwy.
Gdy dzieło skończone Nasz Panie!
Tris
zaryzykowała, ruszyła do przodu nie bacząc na broń Beretty, która oplotła się
wokół zranionej już kostki i zanim czarnowłosa zdążyła pociągnąć ją do siebie,
Szkarłatna rzuciła się na nią. Zdołała poważnie zranić ją w pod żebrami, ale
nie wiedziała, czy to śmiertelna rana. Nie zauważyła za to, że Beretta oprócz
bicza miała jeszcze rewolwer. Loki w ostatniej chwili pociągnął Tris do tyłu i
zasłonił ją własnym ciałem.
–
Loki! – krzyknęła Tris, gdy rozległ się strzał. – Nie… Loki… Nie! – prosiła,
próbując przytrzymać przyjaciela, żeby nie runął na ziemię. Wszyscy wyskoczyli
z auta i rzucili się do walki, podczas gdy Tris próbowała za wszelką cenę
zatamować krwawienie. – Loki, nie ruszaj się. Zaraz coś zaradzimy – mówiła,
ledwo powstrzymując łzy. – Trzymaj się. Wszystko będzie dobrze. Nie zamykaj oczu,
nie zasypiaj.
– Dziękuję Tris –
wydukał Loki i wyciągnął dłoń, by dotknąć jej policzka. – Nie płacz… Będę nad
tobą czuwać.
– Nie mów nic –
skarciła go, łapiąc jego dłoń w swoją i spróbowała się uśmiechnąć. – Nie mów
nic. Oczywiście, że będziesz nade mną czuwać, bo zostajesz tutaj. Dalej
będziesz walczył z nami ramię w ramię…
– Przepraszam –
wyszeptał Loki i zamknął oczy.
– Nie! Loki!
Otwórz oczy, proszę cię! – krzyczała Tris, chociaż wiedziała, że mężczyzna już
się nie obudzi.
Klęczała nad coraz zimniejszym ciałem Zmroka,
przeklinając wszystko i wszystkich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz