Ogłoszenia

Tagged #Scarlet tak samo jak Tagged #Monsters, które znajduje się w menu, czerpie z uniwersum mangi Gangsta. (Które de facto bardzo polecam) Scarlet opowiada o Tris, jednej z bohaterek Tagged #Monsters i o jej przeszłości.

Daty publikacji rozdziałów:
16 dzień miesiąca

niedziela, 5 lutego 2017

Cz I. Scarlet #Assassin




Inny kolor nocy znasz ponownie dla niej narodzony

            – Loki, możesz mi pomóc? – zapytała Tris, spoglądając na szayna z zawieszonym na szyi nieśmiertelnikiem. Miał około dwadzieścia lat i ciemne, niemal czarne, roześmiane oczy. – Nie mogę otworzyć tego cholerstwa.
            – Zostaw to na razie. Ren zadecyduje, co z tym zrobić, kiedy wróci z negocjacji – padło w odpowiedzi. – Poza tym wątpię, że damy radę to otworzyć bez pomocy Johna.
            – Ale ja jestem ciekawa, co tam jest – upierała się blondynka. – Podobno to nowe karabiny.
            – Jakie to ma dla ciebie znaczenie, skoro i tak używasz noży? – zdziwił się Loki.
            – Och, Loki, Loki, Loki… – zaśmiała się Tris, kręcąc głową z dezaprobatą. – To, że wolę sztylety nie znaczy, że nie wiem jak obsługiwać to – dodała z diabelskim uśmiechem, obracając w dłoni gloka. – Może chcesz się przekonać?
            – Podziękuję – skwitował mężczyzna i oboje parsknęli śmiechem.
            – Co jest, co jest? – zainteresowała się białowłosa kobieta o zielonych oczach, która właśnie zjawiła się w pomieszczeniu. – O, cóż to za skrzyneczka?
            – Tris stawia, że to te zamówione przez Rena karabiny, a ja myślę, że to skarb piracki. Co obstawiasz? – mruknął Loki.
            – Myślę, że narzędzia tortur – rzuciła Hex z błyskiem w oku. – Wiedzieliście, że Ren ma naprawdę ciekawe hobby?
            – Jakie? Tortury?
            – Powaga. Podobno zmienił swoją byłą w papkę i nakarmił nią krokodyle – oznajmiła Hex. – Więc muszę uważać… - dodała konspiracyjnie.
            – Hex – usłyszeli, po czym rozległo się ostrzegawcze chrząknięcie i białowłosa dostała po głowie. Uśmiechnęła się tylko w odpowiedzi na pełne dezaprobaty spojrzenie bruneta. – Nie opowiadaj im głupot.
            – Czy ja wiem – podpuszczała go Tris. – Brzmi wiarygodnie. Jesteś zbyt miły na co dzień, żebyś nie miał mieć jakiegoś bzika, gdy nikt nie patrzy.
            – Tris… – westchnął Ren z cierpiętniczą miną. – Ty też?
            – Daj spokój. Mamy taki ładny dzień. Zasłużyliśmy na odrobinę sielanki – zaśmiała się blondynka.
            – Dobra. Dziś wam daruję, ale jutro ruszamy z robotą od samego rana.
            – Jesteś najlepszy – pisnęła Hex.
            – A będziesz jeszcze lepszy, jak zamówisz alkohol – wtrącił się Loki i sprzedał brunetowi sójkę w bok.
            – I jeszcze czego? – skwitował Ren.
            – Znalazłoby się trochę rzeczy – mruknęła Tris, a Hex parsknęła śmiechem. – Możemy ci zrobić listę zamówień.
            – A co ja, święty mikołaj? – skwitował Ren, krzyżując ręce na piersi.
            – Brody ci brakuje, ale nad oponką widać już pracujesz. – Do dogryzania szefowi dołączyła także Hex.
            – Przeginacie.
            – My przeginamy? Ja widziałam ostatnio, jak niosłeś sobie do gabinetu czekoladki – prychnęła Tris, a spojrzenie błękitnych oczu wierciło jej dziurę w czole. – Co? Same tam poszły? I zrobiły hop do buzi?
            – Loki – powiedział Ren i obaj mężczyźni wymienili się porozumiewawczymi spojrzeniami. – Łap Tris – dodał, a sam przerzucił sobie przez ramię Hex.
            – Co robisz, zboczeńcu – zawyła Szkarłatna, wgryzając się w ramię Lokiego.
            – Ała! – jęknął. – Ugryzła mnie, jędza. Mięsożerne to jakieś…
            – Puszczaj, bo ugryzę mocniej.
            – Pfff!

Myśli kształt bez słów oddając braciom, widzisz z drugiej strony

            Jako pierwszy szedł Ren, trzymając pod ramię Hex. Zaraz za nim tak samo wchodził Loki wraz z Tris. Cała czwórka była uroczyście ubrana. Panowie w garniturach, a panie w wieczorowych sukniach. Oczywiście nie obyło się bez broni ukrytej pod ubraniami. Mimo wszystko byli ochroniarzami Rena, nie mogli sobie pozwolić na błąd. Cały czas musieli bacznie obserwować otoczenie, nie zwracając przy tym na siebie więcej uwagi, niż trzeba. Przybyli na ten bankiet negocjować kolejne umowy sprzedaży, ale nie spodziewali się tego dnia żadnych kłopotów.
            – Zgodnie z planem Hex zostaje ze mną. Wy rozejrzyjcie się po sali – orzekł i ruszył w stronę jednego z gości.
            – Chyba powinniśmy zatańczyć – zauważył wesoło Loki. – W ten sposób nie będziemy wyglądać podejrzanie, krążąc po parkiecie.
            – Pewnie – odparła Tris, uśmiechając się szeroko.
            – Umiesz? – Loki otworzył szerzej oczy ze zdziwienia. – Umiesz tańczyć?
            – Tak. A ty?
            – Trochę.
            – No to damy radę – zaśmiała się Tris i pozwoliła poprowadzić się na parkiet.
            Loki objął ją w talii lewą ręką, a prawą chwycił jej dłoń i po chwili wirowali już w rytm muzyki skrzypcowej. Obserwowali otoczenie, ale nikogo podejrzanego nie było w pobliżu. Toteż, chcąc nie chcąc, co jakiś czas spoglądali ukradkiem na siebie nawzajem, ale żadne się nie odzywało.

Ślepa uliczka, choć przybrana kwiatami

            Wtedy było podobnie. Pamiętała to, jakby wydarzyło się dopiero wczoraj. Też była na bankiecie, ubrana w czerwoną, wieczorową suknię. Tylko rodzaj zadania był inny. To nie były negocjacje. Demonsi nigdy nie negocjowali. Pojawiali się znikąd i pozostawiali po sobie jedynie trupy.
            Do tamtej misji przygotowywała się długo. Chociaż naukę zaczęła, jeszcze zanim to zadanie w ogóle dostali. Zadomowiła się już wtedy w siedzibie Demonsów i urządziła swój pokój w dawnym schowku na miotły. Do jej drzwi zapukał Al. Białe włosy przysłaniały czerwone tęczówki, ale i tak Tris wiedziała, że bacznie jej się przyglądał.
            – Co jest? – zapytała Tris, gdy drzwi się otworzyły. – Al?
            – Nie chcesz się napić ze mną wina? – zapytał beznamiętnie jak zawsze. Bardzo niewiele emocji znajdowało się w jego repertuarze. – Reszta gdzieś wybyła.
            – Jasne. Chętnie – odparła po chwili.
             Al był najbardziej opanowanym z Demonsem. Dobrze się z nim dogadywała.
            – Umiesz tańczyć? – zapytał nagle, bawiąc się pustym już kieliszkiem.
            – Słucham?
            – Zapytałem, czy umiesz tańczyć?
            – Wybacz, ale trochę zaskoczyłeś mnie tym pytaniem – roześmiała się Tris i również opróżniła swój kieliszek. – Przypomnę ci, że jestem Zmrokiem. Nas nie uczą tańczyć. Nas uczą zabijać – dodała z drapieżnym błyskiem w oku i nie czekając na odpowiedź, nalała sobie wina.
            – Każdy szanujący się zabójca powinien umieć tańczyć.
            – Ale zależy o jakim tańcu mówisz. Nawet ja potrafię pląsać do muzyki – stwierdziła rozbawiona.
            – Mówię o czymś takim jak Walc, Tango…
            – Ojej. No to teraz dowaliłeś – strapiła się Tris, marszcząc brwi. – Aszczym to się je?
            – To nazwy tańców. – Teraz to Al się zaśmiał. – Jak już mówiłem… Każdy szanujący się zabójca powinien to umieć. To dobra sztuka. Pozwala zwieść cel, wtopić się w tłum.
            – Właśnie! Szanujący się zabójca – zauważyła Tris i upiła łyk wina, po czym uśmiechnęła się szeroko. – Nie jesteśmy szanującymi się zabójcami. Jesteśmy grupką bestii, które zabijają dla kasy.
            – To wy zaniżacie nasz poziom – stwierdził Al, krzywiąc się i również napełnił swój kieliszek.
            – To, dlaczego tu jesteś, jeśli nie dla pieniędzy? Dlaczego zabijasz?
            – Ja? – Uśmiechnął się i przeniósł wzrok z kieliszka na Tris. – Dla zabawy – orzekł wreszcie i wyszczerzył zęby, jak gdyby strasznie bawiło go zadane przez blondynkę pytanie. – To jest po prostu interesujące. Jeśli jesteś dobrym zabójcą, posiadasz zdolności, by pokonać każdy cel. Jesteś panem życia i śmierci. Bo możesz zabić, ale możesz też oszczędzić nieszczęśnika.
            – Ale zazwyczaj jednak zabić.
            – To prawda. Zabijanie to gra. Jeśli popełnisz błąd, cel ucieknie i przegrywasz.
            – Zabijanie to gra, tak? – zamyśliła się Tris. – Taka wersja jest dla mnie zbyt ambitna. Wprowadzasz naszą parszywą robotę na zbyt wysoki poziom, że brzmi to niemal szczytnie i nonszalancko. A jesteśmy przecież tylko bestiami.
            – A więc dlaczego ty zabijasz? Dlaczego walczysz? – zaciekawił się Al.
            – Bo nic innego nie potrafię – odpowiedziała cicho Tris, a jej słowa zabrzmiały jak modlitwa za zmarłych. – Nie znam innego życia niż to.
            – Przyznaj się, że po prostu to lubisz.
            – Nigdy nie powiedziałam, że nie – ożywiła się i uśmiechnęła się szeroko, prezentując ostre ząbki. – Oto, kim jestem. Szkarłatna Tris… Zmrok z Północnej Bramy.
            – Więc jesteś po prostu taka jak ja. Nie próbuj się wymawiać pieniędzmi. Tobie również podoba się ta zabawa.
            – Może…
– Jeśli chcesz, nauczę cię tańczyć. Zobaczysz, że przyda ci się ta wiedza – zadeklarował Al i odstawiwszy kieliszek, wyciągnął do Tris dłoń.

Głod jeszcze uśpiony, choć coraz go więcej

             – Shall we dance? – odezwał się Al i odstawiwszy kieliszek szampana, wyciągnął do Tris dłoń i ukłonił się szarmancko.
            – Z przyjemnością – odparła.
             Wiedziała, że towarzysz musiał wypatrzeć ich cel. Dwa cele gwoli ścisłości. Nie łatwo było zabić kogoś z wyższych sfer, a tym bardziej, jeśli było ich więcej. Zadanie dotyczyło starszego małżeństwa, gości bankietu, na którym właśnie się znajdowali. Toteż musieli zachować ostrożność i doskonale wczuć się w swoje role. Z drugiej strony, nie było zadania, którego Demonsi nie mogliby wypełnić. Ta nazwa doskonale do nich pasowała.
             Weszli na parkiet i wmieszali się w tłum. Tańcząc idealnie przyciśnięci do siebie i pozornie rozbawieni, przemieszczali się ostrożnie w stronę swojego celu. Nieopodal pląsał pękaty jegomość o czarnych włosach mocno przyprószonych siwizną w towarzystwie równie pękatej, choć może kilka lad od niego młodszej, rudowłosej kobiety. Al wyczekał na odpowiedni moment i chwycił jej dłoń:
            – Odbijany – powiedział, uśmiechając się czarująco i chociaż był o dobre dwadzieścia lat chudszy i młodszy, nie mogła oderwać wzroku od jego karminowych tęczówek.  A gdy ucałował grzbiet jej dłoni, omal się nie roztopiła. – Czy mogę? – wyszeptał, biorąc ją lekko w ramiona i prowadząc do tańca.
            Tu wchodziła Tris. Rzuciła towarzyszowi ostatnie spojrzenie, bo musiała przyznać, że naprawdę miał klasę, a potem skupiła już uwagę na starszym mężczyźnie. Uśmiechnęła się do niego zachęcająco i zaczekała na jego reakcję.
             – W takim razie odbijany – stwierdził radośnie, bez oporu wpatrując się w dekolt Szkarłatnej.
            Wzdrygnęła się w myślach, lecz z uśmiechem na ustach pozwoliła, by położył swoje tłuste łapsko na jej smukłej talii. „Stary zboczeniec” pomstowała w myślach, gdy bezceremonialnie złapał ją za tyłek, ale zamiast strzelić mu w pysk, na co miała ogromną ochotę, oblizała tylko lubieżnie usta.
             Sama zastanawiała się, kiedy nauczyła się takich rzeczy. Za czasów Północnej Bramy taka nie była. No tak, ale wtedy była jeszcze wbrew pozorom dzieckiem. Wielu rzeczy nie rozumiała. Tak samo jak powagi obietnicy złożonej z Vincentem. Teraz to nie miało znaczenia. Była członkiem Demonsów i musiała sobie poradzić.
             Rozważała, jakiej metody użyć. Była dobrze przygotowana, w zależności, jak potoczyłaby się sytuacja, ale na razie wszystko szło zgodnie z planem. Niemal na sto procent Al zamierzał użyć cyjanku. Jako dżentelmen miał doskonałą okazję, by po tańcu przynieść partnerce coś do picia. Tris, jako dama, nie mogła tego uczyć, ale też miała swoje sposoby.

Okrutny koniec tych, co nie wytrzymali

             Nie mieli tylko zbyt dużo czasu. Musieli się w miarę zgrać, by w odpowiednim momencie wydostać się z budynku. Tris też wykonała śmielszy ruch i wsunęła kolano między nogi mężczyzny, drażniąc jego krocze i oblizała usta. Najwyraźniej to wystarczyło, by pobudzić wyobraźnię celu, bo zaraz po zakończeniu tańca zaproponował jej spacer po posiadłości.
             Weszli do jakiegoś pustego pokoju z dala od ludzi i zgiełku. Szkarłatna przysunęła się do mężczyzny i lewą ręką sięgnęła do jego spodni. Prawą zaś po sztylet, który przymocowany miała do uda i jednym zwinnym ruchem wbiła go w gardło swojego celu.
             Trysnęła krew. Dobrze, że Szkarłatna miała tego dnia czarną suknie. Nalegał na to Al, jak twierdził, bardziej pasowała do niej czerń. I teraz była mu wdzięczna, że ją na to namówił, bo krwi nie było aż tak widać. Wytarła jeszcze tylko sztylet i schowała go na miejsce, po czym opuściła budynek, by spotkać się z towarzyszem. Misja wypełniona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz