Beautiful
loves Perfect and straight
Tego dnia spało jej się już dużo lepiej. I nawet gdy się obudziła, przez jakiś
czas jeszcze leżała w łóżku. Wstała dopiero, gdy reszta mieszkańców na dobre
zaczęła funkcjonować i rozbijać się po kuchni.
Nie bardzo miała ochotę integrować się od rana, ale nieznośnie ssanie w żołądku
nie dawało o sobie zapomnieć. Ubrała się więc, a długie włosy spięła w kitę.
Nie lubiła gdy kudły właziły jej do talerza, jakby chciały jej podeżreć
smakowite kąski.
– Dzień dobry, Tris – przywitał ją na
wejściu Ren. – Miło, że zdecydowałaś się do nas dołączyć.
– Yhy…
– Bry, Tris.
– Hej. Nie sądziłem, że przyjdziesz –
przyznał Loki. – Siadaj gdzie chcesz.
– Jakbyś nie wstała za chwilę to i tak
miałam zamiar wysłać Lokiego – oznajmiła Hex. – Nie ma spania do południa. Od
czasu do czasu trzeba zjeść wspólnie śniadanie.
– Co?! Jak to chciałaś mnie wysłać?
– Chcesz kawy, Tris?
– Yhy.
– Jaką pijesz?
– Białą. Dwie łyżeczki cukru – mruknęła
Szkarłatna, rozglądając się za odpowiednim miejscem.
– Jajecznica gotowa – oznajmił Ren.
– To przesyp ją do tamtej białej misji…
Miski – poprawiła się Hex. Najwyraźniej to ona rządziła w tej kuchni. – Loki,
skończyłeś wykładać szynkę i ser?
– Już dawno…
– To skocz do garażu po mleko, bo się
skończyło. – Wycieczkę do garażu
poprzedziło ciężkie westchnienie. Tris uśmiechnęła się od ucha do ucha, na co
Hex puściła do niej perskie oczko. – No siadaj, Tris. Nie krępuj się.
– Nie… pomóc?
– Może następnym razem. Dziś już
wszystko jest gotowe. – Hex
postawiła kubki na stole. – To może usiądziesz obok mnie? – zwróciła się do
Szkarłatnej. – Mleko zaraz będzie.
– A ja? – jęknął Ren.
– Co? Też chcesz mleko?
– Nie mleko – wyszeptał brunet, patrząc
na Hex wymownie. – Przecież zawsze siedzisz obok mnie.
– No i to się nie zmieniło. Ty
usiądziesz z jednej strony, Tris z drugiej. Nie zachowuj się jak dziecko.
Przez chwilę Tris przyglądała im się marszcząc brwi. Dopiero po chwili
spojrzała na Johna, który już od dłuższej chwili cichutko siedział na swoim
miejscu i sączył herbatę. Przechyliła głowę w niemym pytaniu, a on skinął w
odpowiedzi.
– Aha… – mruknęła Tris, a John uśmiechnął się do niej.
A new dream is born The new freaks have come
Stanęła na
przeciwko Lokiego. Dosłownie zagrodziła mu drogę. Wpatrywała się w niego z
marsową miną już dłuższą chwilę, wciąż milcząc.
– Chcę się nauczyć strzelać
– powiedziała wreszcie i skrzyżowała ręce na piersi.
– I dlatego wyglądasz,
jakbyś chciała mnie zjeść?
– Nie jem ludzi.
– No dobrze, jakbyś miała
mnie ugryźć…
– To już prędzej.
– Dlaczego tak nagle
zapragnęłaś się tego nauczyć? – zapytał Loki. Nie odpowiedziała mu. Podczas
swojego pierwszego zadania miała okazję przekonać się, że strzelanie nie jest
wcale takie proste. Postanowiła, zatem te braki w wiedzy uzupełnić. – Chodź –
skapitulował Loki. – Za garażem mamy prowizoryczną strzelnicę.
Szkarłatna podążyła za nim na zewnątrz. Loki wyciągnął z kieszeni klucze i
otworzył jakiś schowek. Wystawił z niego tarczę i ustawił pod murem. Potem
zajrzał do skrzynki, mrucząc coś pod nosem.
– Może to… Beretta jest mała i
poręczn...
– Oooo nie! Co to to nie! Powinieneś ten
badziew wyrzucić za samą nazwę – nastroszyła się Tris. – Beretta… Za każdym
razem będzie mi się przypominać ta szmata.
– Kto?
– Członkini Destroyersów… Beretta.
– Ok… – skwitował Loki i nie drążył już tematu. Coś
w minie Szkarłatnej mówiło, że to niebezpieczny grunt, a nie miał ochoty na
kłótnie i krzyki dziewczyny. – To może… Może masz jakieś życzenia?
– Cokolwiek, byle nie ta Be…
– Ech. Może… Nie. Desert Eagle nie.
Glock? Jest dość lekki i bardzo popularny, chociaż osobiście wolę Sig Sauera.
Może zacznijmy od Glocka, chyba będzie łatwiej.
– Nie. Daj mi tego Załera.
– Sig Sauer...
– No to, to właśnie powiedziałam.
– No dobrze. Zademonstruję ci co i jak –
powiedział Loki, ustawiając się frontem do tarczy. – Na początek musisz się
dobrze ustawić, chwycić tak i tak, inaczej zrobisz sobie krzywdę. Odbezpieczasz
i strzelasz. O ile masz czym.
– Yhy, yhy…
– Rozumiesz?
– Taaak… Oczywiście…
Z dziarską miną, stanęła naprzeciw tarczy i wycelowała, ustawiając się – na oko
– tak jak kazał jej Loki. Zmrużyła oczy. Za cholerę nie wiedziała, czy celuje w
środek tarczy czy w mur. Do tego drżała jej ręka. Odbezpieczyła i wystrzeliła.
Pocisk łupnął w mur i odbił się od niego, spadając im pod nogi.
– Jak to zrobiłaś?
– To twoja wina. Jesteś chujowym
nauczycielem – prychnęła Szkarłatna. – Zrobiłam jak kazałeś.
– Może zaczniemy od pistoletu na
plastikowe kulki… – W odpowiedzi
wymierzyła w Lokiego. – Dobra, przecież żartowałem. Stój tu. Przeszedł za nią i
nacisnął na ramiona, pokazując, że musi zmienić postawę. – Rozluźnij się,
inaczej będzie bolał cię bark, jeśli tak się usztywnisz. – Przygiął jej ręce
lekko w łokciach. Nie chciał ryzykować, dopóki dziewczyna nie opanuje podstaw.
Chwycił jej dłonie w swoje i wycelował. – Tak, widzisz. Cel musisz widzieć przy
tym wystającym. Wtedy trafisz. –
Wystrzeliła raz, a potem drugi i trzeci, aż opróżniła cały magazynek. Potem
odwróciła się do niego, jeżąc się jak wściekły kocur. – No co? – przeraził się.
– No przecież muszę ci to jakoś pokazać. Jak ci przeszkadzam, poproś kogoś
innego. Wierz mi, Hex nie będzie taka cierpliwa i miła.
Nie odpowiedziała. Zmierzyła go spojrzeniem i pokazała środkowy palec. Po tym
odeszła, zostawiając go ogłupiałego.
Zatrzymała się dopiero kawałek dalej i wzięła głęboki oddech. Spanikowała. Od
tak dawna nie spędzała z ludźmi zbyt wiele czasu, że gdy stanął tak blisko
niej, serce poczuła w gardle. Spanikowała i stąd ta reakcja.
Zrobiło jej się trochę głupio i przez moment chciała wrócić i przeprosić. Ale
jakoś nie umiała. Gdy zobaczyła na murze kota, myśl ta zupełnie się rozpłynęła.
Podeszła do niego i wyciągnęła rękę. Zwierzę najpierw traktowało ją bardzo
podejrzliwie, lecz już po chwili zeskoczyło na jej ramię i dało się pogłaskać.
Zajęta kotem Tris nie zauważyła, że przygląda jej się Loki:
– A więc jesteś kociarą – mruknął pod
nosem i zatarł dłonie, szczerząc się złowieszczo. – Niech no ja cię tylko…
Lubiła koty, więc szybko pobiegła po miseczkę mleka i postawiła ją przed futrzakiem.
– Masz, puchaty przyjacielu. Mamy
jeszcze długo.
I wish I was fast And crazy as a dog
Od tego
dnia kot pojawiał się regularnie. Najwyraźniej między nim a Tris powstała jakaś
nić porozumienia. Jednak po dwóch dniach przybyło i kotów.
Tris siedziała na ławeczce przed domem z radością patrząc jak łasi się do niej
czarno-biała, futrzasta kulka.
– Nazwę cię pieszczoch. – Chwilę później przyszedł kolejny. – A szo to
teraz? – powiedziała sama do siebie i nagle posmutniała. Kotów przybywało, co
podniosłą ją nieco na duchu. Lecz gdy liczba stała się dwucyfrowa, Szkarłatna
była nieco zaniepokojona. – Ej, co z wami?
Koty oblazły ją, łasząc się niemiłosiernie. Jeden nawet siedział jej na głowie.
Inny próbował ostrzyć pazury na jej postrzępionych szortach.
– Widzę, że znalazłaś przyjaciół? –
roześmiał się Loki, wyglądając przez okno.
– Ta – odpowiedziała i pisnęła. – Hola,
to boli, kocie.
Spróbowała wstać i omal nie runęła, potknąwszy się o jednego z futrzaków.
Postanowiła się ewakuować, ale koty podążały za nią. Nie mogła się uwolnić.
– Potrzebujesz pomocy?
– Wal się. Wrrrrr…
Patrzę na nią z ukrycia.
Wygląda na tak rozanieloną, gdy trzyma kota… Wtedy w mojej głowie rodzi się
niecny plan. I nie mogę się powstrzymać, żeby nie dać jej nauczki. Skoro tak
bardzo lubi koty, będzie je miała. Aż jej się odechce.
Zacieram ręce, szczerząc się złowieszczo. W wolnej chwili wychodzę do sklepu na
małe zakupy. Jak dobrze, że w pobliżu jest sklep zoologiczny. Wchodzę do niego
jakby nigdy nic. Staram się nie zachowywać podejrzanie, ale w duchu rechoczę
jak psychopata rozbawiony swoim szatańskim planem.
Przechodzę między regałami, aż natrafiam na to, czego szukam. Chwytam niewielki
kartonik w dłoń i kieruję się do kasy. Rzucam pieniądze na ladę, mrucząc
„reszty nie trzeba”. Śpieszy mi się, żeby jak najszybciej zrealizować pomysł.
Czekam na dogodny moment i gdy Tris wychodzi wieczorem, żeby wziąć prysznic,
zakradam się do jej pokoju. Ze sterty ciuchów rzuconych na krzesło wyciągam jej
ulubione szorty. Mają małe kieszenie, ale mają.
Otwieram pudełko, które przemyciłem ze sobą i wsypuję do po kieszeniach część
jego zawartości. Uśmiechając się szatańsko, ostrożnie wycofuję się z jej
pokoju. Udaje mi się wyjść niepostrzeżenie, a gdy docieram do kuchni, mogę
odetchnąć z ulgą. Gdy tylko schowam kocimiętkę, nikt się nie dowie, że to ja.
Gdy wreszcie udało jej się ukryć w domu, pozamykała wszystkie okna. Długo
zastanawiała się, co się wydarzyło. Wszystko ją swędziało, bo cała oblazła
kocim futrem. Zgarnęła piżamę i poszła do łazienki. Musiała się wykąpać.
Tam zdjęła z siebie ubrania. Coś się z nich sypało. Poza futrem. I tak musiała
je wyprać, ale zaciekawiona dziwnymi paprochami, włożyła rękę do kieszeni.
Miała w niej jakieś suszone zielsko. Powąchała.
– Kocimiętka – mruknęła do siebie.
Świetnie znała ten zapach, bo swego czasu mieszkała obok jakiejś starej panny z
kotami, która hodowała to na balkonie. – Kto…
Ale ona już miała pomysł, czyja to sprawka. Niemniej postanowiła się wstrzymać
z awanturą. Wykąpała się i wyprała rzeczy. Zrobiła to tak, by nikt się nie
zorientował, że ona wie.
Zadowolona wyszła spod prysznica i wróciła do pokoju. Wysuszyła włosy i
podreptała do pokoju Lokiego. Zapukała i otworzyła drzwi.
– Co jest? – zapytał niepewnie Loki.
– Chcę jutro powtórzyć lekcję strzelania
– oznajmiła Tris, dyskretnie rozglądając się po pokoju. Niczego podejrzanego
jednak nie znalazła. – Jutro o 10?
– No dobra. Ale będziesz się słuchać.
– Jasne.
Na lekcję strzelania przyszła mocno spóźniona, choć mieszkali w jednym domem.
Wymówiła się tym, że zaspała. W rzeczywistości jednak, była poszperać w pokoju
Lokiego. Tam, jak przypuszczała, znalazła paczkę kocimiętki. Teraz musiała
tylko wymyślić, jak się zemścić.
Pomysł już miała. Ją goniły koty, więc Lokiego niech gonią psy. Albo cokolwiek,
co jest mięsożerne. O tak. Zamierzała utknąć mu w kieszeni kawałek pysznego,
aromatycznego mięsa. Tylko to przyszło jej do głowy. Nie była zbyt kreatywna w
zemstach, a nie chciała chłopaka zabijać za coś takiego. Ale jak miała mu
podrzucić tą padlinę? Tego nie wiedziała.
– Słuchasz mnie? – zapytał Loki, patrząc
na nią spod przymrużonych powiek. – Skup się. To ty chciałaś się uczyć, nie ja.
– Taaaak… – mruknęła Tris i popatrzyła na niego,
uśmiechając się coraz szerzej. – Dokładnie.
Zrobiła krok do przodu, a Loki spojrzał na nią podejrzliwie. Nagle rzuciła mu
się na szyję, wpijając w jego usta. Pocałowała go tak namiętnie, że zdębiał.
Jednak prawdziwy szok przeżył dopiero, gdy Tris bezwstydnie chwyciła położyła
dłoń na jego tyłku i ścisnęła.
Próbował się cofnąć, żeby wyrwać się Szkarłatnej, ale uczepiła się mocno jego
ubrań. W efekcie stracił równowagę i runął na ziemię. Tris wylądowała na nim.
Podniosła się jako pierwsza, ale tylko do siadu, uniemożliwiając mu wstanie i
uśmiechnęła się tryumfalnie.
– No nie mów, że się boisz…
– Złaź ze mnie! – krzyknął Loki i gdy
tylko to zrobiła, zerwał się na równe nogi i zwiększył dystans pomiędzy nimi. –
Co cię napadło?
– Rozumiem, że to koniec lekcji –
zaśmiała się Tris. – A właśnie, Hex prosiła, żebyś skoczył do sklepu – dodała,
podając mu listę zakupów.
Chwycił kartkę i zmiąwszy ją w dłoni, oddalił się pospiesznie. Całą drogę
przeklinał tą cholerną dziewuchę. Co jej strzeliło do głowy? Przyssała się do
niego jak pijawka. I najgorzej, że mu się to podobało!
– Niech to.
Był tak wściekły, że zupełnie nie zorientował się, o co chodziło. A pocałunek
był jedynie zasłoną dymną. Tak samo nie zwrócił na to, że podążało za nim coraz
więcej psów. Zniknął w sklepie osiedlowym.
Zgarnął do koszyka wszystko, co wypisała Hex. Nastał się też w kolejce i
zapłaciwszy za zakupy, wyszedł. Tam ku jego zdziwieniu natknął się na całą
sforę psów. Nie wyglądały na agresywne, ale gdy tylko się zjawił, obskoczyły
go.
O ile nie było problemu z kundelkami, o tyle dwa wilczury stanowiły pewien
kłopot. Zwłaszcza, gdy obwąchiwały mu zadek.
– No co z wami? Głodne? Ja nie jestem
smaczny.
– Chyba myślą inaczej – powiedziała
Tris, stojąca nieopodal na murku.
– Ty… Co zrobiłaś?!
– Ja? Niiiic – zapiszczała, robiąc minę
niewiniątka. – Może po prostu zemściłam się za kocimiętkę.
Loki pospiesznie sprawdził kieszenie. Gdy znalazł tam mięso, rzucił je psom,
choć po chwili nadal kręciły się wokół niego, czując na spodniach zapach
jedzenia.
– Dobra, Tris. Wygrałaś. Rozejm?
– Nnnnnn… Niech ci będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz