Ogłoszenia

Tagged #Scarlet tak samo jak Tagged #Monsters, które znajduje się w menu, czerpie z uniwersum mangi Gangsta. (Które de facto bardzo polecam) Scarlet opowiada o Tris, jednej z bohaterek Tagged #Monsters i o jej przeszłości.

Daty publikacji rozdziałów:
16 dzień miesiąca

niedziela, 15 stycznia 2017

Cz I. Scarlet #Scarlet

Przedmowa
Witam. Tagged #Scarlet opowiada o losach Tris, zanim na dobre zadomowiła się w Ergastulum i poznała Ivrel. Historia składa się z czterech części, podzielonych na mniejsze kawałki. Akcja tych części nie jest jednak chronologiczna. Pierwsza - Scarlet (pomijając końcówkę) i druga - Doctor akurat następują po sobie, wyznaczając ogólny zarys historii. Kolejne dwie, czyli Demon i Bodyguard uzupełniają pierwsze dwie, dopełniając całości. Wszystko wyjaśni się w swoim czasie. A tymczasem, Enjoycie!
~^~
A dzisiejszy rozdział chciałabym zadedykować Laurie January, choć dzień przed czasem, z okazji urodzin. Wszystkiego najlepszego!

Scarlet


Inny kolor gniewu znasz już, inny kolor namiętności

            Kilkuletnia dziewczynka o długich, rozczochranych, blond włosach i błękitnych oczach, ubrana jedynie w zbyt luźną, teraz brudną od krwi sukienkę, stała boso na środku pola treningowego. Łzy ciekły ciurkiem po jej policzkach, a dłonie zaciśnięte miała w piąstki. Mężczyźni, który ją zabrali, kazali tam czekać.
            Jej ojciec był żołnierzem i teraz ona miała iść w jego ślady, stając Zmrokiem, istotą, której sensem życia była walka. Wyrwali ją siłą z objęć przerażonej matki, nie zwracając uwagi na histeryczne wrzaski dziecka. Dopiero, gdy chwyciła nóż i zadźgała jednego z nich, potraktowali ją poważnie.
            Oberwała tak mocno, że poleciała na ścianę i straciła przytomność. Już więcej nie protestowała, tylko łkała cicho, patrząc przez szybę jak jej matka krzyczy „Tris!”, aż w końcu obrywa czymś między żebra i osuwa się na ziemię.
            Blondynka była przerażona i zagubiona. Wszystko, czego chciała to zniknąć. Umrzeć. Ale posiadała bardzo silny organizm i ‘tamci ludzie’ pokładali w niej ogromne nadzieje. Jako dziewczyna miała okazać się bardziej posłuszna, a posiadając silne ciało, być przyszłości doskonałą bronią.
            Świadomość tego, że może przetrwać, nieważne ile wyrządzą jej krzywdy, dała jej siłę, by przeć do przodu. Każdego dnia znosiła mordercze treningi i znęcanie. Nie było dnia bez siniaków i ran, ale znosiła to dzielnie. Wieczorami odwiedzała tamtejszego medyka, który zawsze zajmował się nią z przyjacielskim.

Lekkość lotu w sercu nocy, sen w objęciach winorośli

            Sporo nauczyła się od medyka. Traktując jej rany, tłumaczył wiele rzeczy, pokazywał różne specyfiki i opowiadał. A ona słuchała uważnie, zapamiętując każde słowo. Z czasem, nawet, gdy była wystarczająco silna, by bronić się przed atakami, nie robiła tego, by znów móc odwiedzić gabinet lekarski i chociaż na chwilę odciąć się od tego wszystkiego.
            – Znowu tutaj? – usłyszała pewnego razu, gdy ledwo doczłapała się do punktu medycznego. – Co za paskudne rany… – Spojrzała niepewnie na czarnowłosego chłopaka, zaledwie parę lat starszego od niej. – Spokojnie, nic ci nie zrobię… Ale chyba mi nie wierzysz – bardziej stwierdził, niż spytał i podrapał się w tył głowy. – Często cię tu widuję… Przychodzisz tu specjalnie, co? Chciałabyś zostać lekarzem?
            – Chyba tak – padło po chwili.
            – Nie wiem, czy to na pewno dobra metoda – strapił się chłopak.
            – To nie ma znaczenia. Mój organizm jest silny, nic mi nie będzie – odparła beznamiętnie Tris.
            – Trochę mnie martwi to, co mówisz.
            – Niby dlaczego? – nastroszyła się blondynka. – Kim ty w ogóle jesteś? – zapytała, mrużąc oczy i otaksowała rozmówcę podejrzliwym spojrzeniem.
            – Ach, sorki – zaśmiał się chłopak. – Jestem Vincent, a ty?
            Podał jej dłoń. Uścisnęła ją, choć wciąż bacznie go obserwowała.
            – Tris.
            – Tris… Przepiękne imię – powiedział brunet. – Nie sądzisz, że są lepsze sposoby, by znaleźć wolny czas na naukę?
            – Jakie? – zaciekawiła się, przechylając lekko głowę.

Ślepa uliczka, choć przybrana kwiatami

            – Jeśli będziesz miała dobre wyniki i szybko pokonasz swoich napastników, będziesz miała trochę czasu wolnego. Będziesz mogła się wtedy pouczyć.
            – Ale wtedy nie będę mogła tu przyjść…
            – Tu nie, ale we wschodnim skrzydle jest biblioteka. Mają tam masę książek. Pokażę ci jak się tam dostać. To będzie nasz sekret – zaproponował Vincent. – Co ty na to?
            – Dlaczego mi o tym mówisz? – spytała Tris, wciąż nie wierząc w dobre intencje Zmroka.
            – Bo widzę cię tu stanowczo za często – odparł spokojnie. – Aż żal patrzeć, gdy chodzisz taka pokiereszowana. – Od kilku lat widuję cię tu praktycznie codziennie, odkąd przybyłaś.
            – A ty, co tu robisz?
            – Mam zajęcia niedaleko, ale czasem urywam się z nich. I tak jestem najlepszy w swoim składzie.
            – I nie masz za to żadnej kary? – zdziwiła się Tris, po czym zmarszczyła groźnie brwi.
            – Trochę pokrzyczą, ale nie będą ryzykować utraty jednego z najlepszych kadetów, więc przymykają oko na drobne przewinienia.
            – Łoł…
            – To, co? Spróbujesz o siebie zadbać?
            – Tak.
            – Jeśli dotrzymasz słowa, pokaże ci jak wejść do biblioteki – obiecał Vincent.
            – Obiecujesz? – zapytała z nadzieją w głosie Tris.
            – Obiecuję.

Głód zaspokojony, chociaż nigdy do końca

            Tris właśnie skończyła kolejny trening. Była cholernie zmęczona, ale dała z siebie wszystko. Pokazała tym śmieciom, że jest od nich lepsza. Teraz zmierzała pod prysznic, ale tamci zagrodzili jej drogę, całą grupą. Wiedziała, że nie obędzie się bez walki i jeśli ją przegra, już zawsze będzie zerem. O ile w ogóle przeżyje. Nie chodziło już nawet o naukę. Obiecała, że nie da się więcej pobić i musiała dotrzymać słowa. To była kwestia honoru, którego Zaćmieni podobno nie mieli.
            Tym razem była przygotowana. Normalnie nie wolno było im mieć broni poza treningami i misjami, ale ukradła nóż, by móc się bronić. Nie spodziewali się tego. Jeden z nich podszedł bliżej, żeby jak zwykle ją przytrzymać. Reszta znowu ją pobije, a może nawet planowali coś gorszego, skoro wyszła przed szereg. Nie zawahała się i wyciągnąwszy nóż, wbiła go tuż pod mostkiem przeciwnika i cięła w dół.
            Chlapnęła krew, a wnętrzności wyleciały z jamy brzusznej na ziemię. Nie zdążył nawet krzyknąć, ale jego towarzysze już tak. Wściekle rzucili się na dziewczynę, ale była od nich szybsza i silniejsza. Wyminęła pierwszego z nich, niemal odcinając mu ramię i kopnęła od tyłu, po czym uderzyła kolejnego łokciem w splot słoneczny, a nóż wbiła prosto w tętnicę szyjną. Dużo się już nauczyła od medyka, więc wiedziała, gdzie celować. Zanim poprzedni się podniósł, kolejnego kopnęła w krocze i wbiła ostrze w plecy, gdy zgiął się z bólu. Dopiero wtedy poderżnęła gardło tamtemu. Pozostała dwójka uciekła. Nie goniła ich, tylko poszła pod prysznic, zostawiając za sobą kałużkę krwi.

Odkąd Twe miejsce między nocarzami

            Tris przyjrzała się sobie w lustrze. Jej błękitne oczy były puste i bez wyrazu, a włosy nasiąkły krwią, przybierając czerwoną barwę. Nawet długie szorowanie nie przywróciło im złocistego koloru, który wrócił dopiero po kilku dniach i tak zyskała miano ‘Szkarłatnej’, które przylgnęło do niej na zawsze.
            Patrzyła na własne odbicie i nie potrafiła rozpoznać dziewczyny, którą tam widziała. Mimo młodego wieku było w niej coś poważnego i niebezpiecznego. Coś, co denerwowało Tris ze wszech miar. Zagryzła wargę i z całej siły uderzyła w błyszczącą taflę, rozbijając lustro. Dłoń zapiekła ją, a z drobnych ran pociekła krew. Czerwona… Szkarłatna.
            Blondynka uśmiechnęła się na ten widok i posmakowała ciecz. Dziwne. Miała taki sam, metaliczny posmak, a zarazem lekko słodkawy, kuszący. Przyciągał i hipnotyzował. I Tris już wiedziała, że naprawdę jest jedna z nich. Jest Zmrokiem. Być może jednym z najbardziej przegniłych, jacy chodzili po ziemi.

Zapachu unikaj krwi i blasku słońca

            Vin nie miał racji. Nie skończyło się na krzykach. Chociaż szarpała się i gryzła wszystkich po rękach, podali jej jakiś narkotyk i zamknęli w zimnej, ciemnej, zatęchłej celi bez dostępu do światła. Trudno stwierdzić, ile tam siedziała. Przez cały ten czas nie dostała jedzenia ani picia, więc nie mogło to trwać zbyt długo. Zarazem jednak zdawało się być wiecznością.
            Zastanawiała się nad sensem swojej własnej, mizernej egzystencji. Nie rozumiała, dlaczego w ogóle się urodziła, jeśli całe życie miała cierpieć. Ale czas mijał i w końcu zwątpiła we wszystko. Nawet w to, czy jest jeszcze żywa. Potem dopadł ją strach, że już nigdy nie ujrzy światła dziennego, ale i ten przeminął.
            Była na skraju wyczerpania, ale wciąż żyła, więc prawdopodobnie nie siedziała tam dłużej, niż tydzień. Modliła się o śmierć, ale i tym razem nie nadeszła. W końcu przestała też o nią prosić. Leżała w bezruchu. Zmęczona, spragniona i głodna. Niezdolna do niczego. Martwa, a zarazem żywa.
            Wegetowała, trwając na skraju obłędu. Ale lubiła ciemność. Okrywała ją niczym ciepła, lepka pierzynka, dając ukojenie i schronienie. Tam Tris czuła się bezpieczna i mimo bólu, jaki odczuwała, wolałaby zostać tam do końca swoich dni, niż wyjść na zewnątrz i znów zmierzyć się z tym okrutnym światem. On traktował Zaćmionych jak bestie. Ale może faktycznie nimi byli.
            Jak wszystko i ten kryzys musiał kiedyś się skończyć. Leżała całkowicie wyczerpana i bez nadziei. Wegetowała. Aż w końcu grube, metalowe drzwi otworzyły się i oślepiło ją jasne światło. Ktoś stwierdził, że przegięli i zabrał ją do medyka. Spędziła tam kilka dni, odpoczywając i ucząc się. Czyli jednak była coś warta, skoro nie dali jej umrzeć. Mogli ją tam trzymać dłużej, w końcu nawet ona by zdechła.
            Vina spotkała jakiś czas później. Jej niebieskie oczy były o wiele ciemniejsze, bardziej mroczne i brunet przeraził się na ten widok. Nie, nie bał się jej, lecz o nią. Martwił się, że straciła wolę walki i stanie się bezduszną maszyną, jakiej pragnęli tamci ludzie. A jednak na jego widok coś zmieniło się w jej wyglądzie. Twarz blondynki rozjaśnił szeroki, zadziorny, a może raczej niebezpieczny uśmiech. Przyprawiał o dreszcze i poczucie nieuchronnie zbliżającej się zagłady.

Biegnących w ciszy jeden za drugim

            – Wygrałam – oznajmiła tryumfalnie.
            – Dzięki bogu – westchnął chłopak i wziął ją w ramiona. Nie spodziewała się tego, ale też ku własnemu zaskoczeniu, nie zaprotestowała. – Martwiłem się o ciebie.
            – Zamknęli mnie gdzieś, ale…
            – Na jak długo? – spytał Vin, odsuwając ją na długość ramion, żeby móc się blondynce przyjrzeć.
            – Nie wiem… Kilka dni? Potem ponad tydzień spędziłam w punkcie medycznym i nie wychodziłam – wyjaśniła spokojnie Tris. – Mogłam odpocząć i pouczyć się.
            – Miałem wrażenie, że minęła cała wieczność.
            – Tak. Prawie jak wieczność – przytaknęła.
            – Jesteś pewna, że nic ci nie jest? – wypytywał Vincent.
            – Wszystko w porządku – zapewniła go Tris, uśmiechając się radośnie.
            Tamtego dnia dowiedziała się jak wejść do biblioteki. Każdego dnia dzielnie znosiła trudy treningów, by wieczorem móc usiąść pośród regałów pełnych książek. Vin też tam zaglądał, więc siłą rzeczy spędzali ze sobą wiele czasu, rozmawiając i wymieniając się opiniami na temat różnych tytułów.
            – A tą czytałeś? – zapytała Tris, spoglądając na siedzącego obok Vina. Oboje opierali się o jeden z ogromnych regałów, ukryci w zacienionej bibliotece.
            Wszędzie czuć było słodki zapach stęchlizny. Mimo to było ciepło i przytulnie. To była ich kryjówka. Ich miejsce. Ich wspólna tajemnica. To tam ukrywali się przed światem. Tylko wtedy mogli się oderwać od codziennych spraw i wyruszyć w odległe miejsca. Taka była moc książek.
            – Tak. Jest bardzo ciekawa – padło w odpowiedzi.
            – A o czym jest?
            – Sama się przekonasz.
            – Zawsze tak mówisz – naburmuszyła się Tris.
            – A i tak zawsze o to pytasz – zaśmiał się Vincent i zwichrzył lekko jej blond czuprynę. – Przecież to ty mi powiedziałaś, że nie chcesz wiedzieć, bo wolisz przekonać się sama.
            – No tak, ale mógłbyś mi przecież odpowiedzieć.
            – Zdecyduj się, czy chcesz znać odpowiedź, czy nie.
            – Mm… Nie wiem.
            – Co to za odpowiedź? – mruknął Vincent, patrząc na nią z wyrozumiałością.
            – Normalna.
            – Po prostu przeczytaj.
            – Ale... – jęknęła Tris, spoglądając smutno na przyjaciela.
            – Co?
            – No bo ja znalazłam tyle cudownych książek i nie wiem, od której zacząć – wyjaśniła po chwili dramatycznego milczenia.
            – Zrób wyliczankę.
            – To głupie.
            – No to się męcz – zaśmiał się Vincent. – Wyliczanka jest dobra. Wybór książki nie jest taki istotny.
            – Jest! Jest bardzo istotny – oburzyła się Tris. – To ma ogromne znaczenie, czy książka zabierze mnie w góry, czy nad morze lub do jakieś odległej, odległej krainy.
            – Tylko nie odejdź za daleko – powiedział brunet. – Bo wtedy zostanę sam.
            – No co ty. Pójdziemy przecież razem.

2 komentarze:

  1. Co mam powiedzieć jeszcze oprócz tego, że dzięki Tobie i mnie wygląda to tutaj pięknie? xd

    Fajnie, naprawdę fajnie patrzeć na tagged scarlet, tutaj. Cieszę się, że działamy razem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie myślałam, że się doczekam. Ale no. Jest cudnie :D Tyle czasu, tyle pracy. I nareszcie jest efekt.

      Usuń